[b]Rz: W Unii Europejskiej wiele mówi się o wspólnej polityce energetycznej i bezpieczeństwie dostaw surowców. Czy to realny plan, skoro każdy kraj ma własną strategię i bywa, że realizuje ją, nie oglądając się na interesy innych?[/b]
[b]Said Nachet:[/b] To jest możliwe. Spójrzmy na rynek ropy – w przypadku kryzysu kraje w IEA mogą uwolnić rezerwy dla złagodzenia jego skutków i ustabilizowania ceny. W przypadku gazu UE kładzie nacisk na połączenia międzysystemowe, co ma doprowadzić do większej integracji rynku. Im więcej rurociągów międzynarodowych, tym większe szanse szybkiego zapobiegania przerwom w dostawach. Bo gdy pojawia się problem z dostawami z jednego źródła, można skorzystać z innego. Ale te nowe linie przesyłowe muszą być projektowane z uwzględnieniem rentowności. Nie wyobrażam sobie, by czynniki polityczne decydowały o takiej budowie, gdy nie ma ona ekonomicznego uzasadnienia.
[b]Polityczne przesłanki okazują się czasem ważniejsze od ekonomii. Czy forsowany przez Gazprom rurociąg bałtycki jest biznesowy? [/b]
Udzielę dyplomatycznej odpowiedzi – skoro inwestorzy Nord Stream, czyli firmy niemieckie i holenderska, są zainteresowane tym projektem, to widocznie widzą w tym sens. I dlatego współpracują z Gazpromem. Każde z państw korzystających z importu z Rosji ma inne podejście do kwestii niezależności od tych dostaw – niektóre nie widzą takiej potrzeby. Inne kraje wręcz przeciwnie. Europa w długiej perspektywie będzie musiała kupować i sprowadzać gaz z innych źródeł niż obecnie. Budowa gazociągów jest ważną drogą na przyszłość.
[b]Rosyjski projekt South Stream to odpowiedź na unijny gazociąg Nabucco i chodzi o nową drogę dostaw gazu z Azji środkowej. Czy Turkmenistan i Kazachstan mogą zdecydować się na sprzedaż swoich surowców z pominięciem Rosji i tranzytu przez ten kraj? [/b]