Szybciej oznacza, że trasa będzie gotowa przed Euro 2012, co rząd obiecał na początku kadencji i podtrzymał niedawno. Ale taniej też kusi – według nieoficjalnych informacji za każdy kilometr przejechany przez samochód po tej drodze państwo zapłaciłoby koncesjonariuszowi o 40 proc. mniej niż w szybszym wariancie. Uwzględniając możliwy ruch na tej autostradzie, tańsze rozwiązanie jest z budżetowego punktu widzenia atrakcyjne. Tyle że prowadziłoby do spektakularnej porażki rządu, bo jak inaczej określić oddanie do ruchu tej bardzo prestiżowej trasy po Euro 2012?
Uwzględniając wszelkie okoliczności, dylemat ministra nie ma dobrych rozwiązań. W tym wypadku nie można powtórzyć decyzji prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, która wyrzuciła do kosza oferty na budowę II linii warszawskiego metra, bo były za drogie. Nacisk, jaki wciąż wywiera hasło „zdążyć przed Euro 2012“, okazał się zbyt duży. Ta droga jest po prostu pilnie potrzebna i pal diabli Euro, ono ma tu najmniej do rzeczy. Zresztą logika mówi, że w ogóle powinna powstać jako pierwsza płatna autostrada, bo ruch pomiędzy Łodzią a Warszawą zapewne byłby ogromny. To, że jej jeszcze nie ma, to coś, czego nie mogę zrozumieć. To, że jej nie ma, sprawia, że dziś wybór oferty jest taki, a nie inny.
Oczywiście mszczą się lata zaniedbań, ale nie stać nas na to, by było ich jeszcze więcej. Dlatego nie zazdroszczę ministrowi. Ale z przyjemnością wyjadę ze stolicy autostradą.