Po tym, jak inwestorzy ostro wzięli się do odrabiania strat, choćby na giełdach akcji, niektórzy ekonomiści pozostali sceptyczni. Wskazywali, że ożywianie więdnących gospodarek pompowaniem w nie gigantycznych pieniędzy nie ujdzie rządom płazem.
No i właśnie tak się stało. Najpierw obserwatorzy rynków emocjonowali się gigantycznym wzrostem zadłużenia Ameryki. Ale tu siła gospodarki i poziom niemal bezgranicznej ufności w moc wuja Sama dawały solidną rękojmię. Szybkie pojawienie się kraju, który już tak wysokich notowań na rynkach nie ma, było tylko kwestią czasu. Grecja w zasadzie „podłożyła się" sama, gdy wyszły na jaw fałszerstwa danych finansowych, które trafiały do Brukseli.
[wyimek][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/05/09/jeremi-jedrzejkowski-nadeszla-druga-fala-kryzysu]Skomentuj na blogu[/link][/wyimek]
Kwestią czasu wydaje się także znalezienie przez część rynkowych graczy kolejnej ofiary. W końcu im stawka i ryzyko większe, tym więcej można zarobić. A jak pokazuje przykład Grecji, Europa przyciśnięta do muru potrafi głęboko sięgnąć do kieszeni.
Już wiadomo jedno. Samo wyłożenie gigantycznych pieniędzy nie wystarczy. Wbrew przekonaniu, że rynek, jeśli się mu nie przeszkadza, poradzi sobie sam, konieczne wydają się nowe ponadnarodowe regulacje. I to nie tylko dlatego, by ustrzec się przed kolejnymi próbami kreatywnej interpretacji danych statystycznych. Ale w dużej mierze także dlatego, by skrócić pole amatorom zbyt szybkich zysków.