Przy znacznym rozdrobnieniu rynku inwestorom dążącym do umocnienia swojej pozycji łatwiej jest powybierać na nim najlepsze rodzynki. Warto też zrobić to jak najszybciej, by ubiec konkurencję. Bo potem będzie i znacznie trudniej, i znacznie drożej.
Taki scenariusz obserwujemy na polskim rynku samochodowych przewozów osobowych. Wciąż do wzięcia jest kilkanaście państwowych Przedsiębiorstw Komunikacji Samochodowej. Do wyścigu o te najlepsze stają działający w naszym kraju przewoźnicy będący filiami światowych potentatów. I to także ci, którzy dotąd, jak Arriva, skupiali się w Polsce na przewozach kolejowych. Dlatego pilnie przyglądają się ofertom sprzedaży szykowanym przez Skarb Państwa.
Tego zainteresowania nie przekreśla fakt, że PKS są w zdecydowanej większości w – delikatnie to ujmując – kiepskiej sytuacji finansowej. Bo co tu dużo mówić, tak jest z niejedną państwową firmą, działającą z dala od zainteresowania mediów, która na co dzień niekoniecznie musiała się kierować rachunkiem ekonomicznym. Potencjalnych inwestorów nie zraża też konieczność wyłożenia pieniędzy na wymianę będących niegdyś przejawem luksusu, dziś co najmniej mocno wysłużonych autosanów i sanosów. Dużo ważniejsze są bowiem rynkowe udziały przejmowanych firm i ich potencjał. Nie bez znaczenia są też należące do tych PKS nieruchomości.
Polski rynek firm zajmujących się przewozem osobowym czekają spore zmiany. Obecnie działa na nim ok. 240 tys. podmiotów. A to oznacza, że czeka go znaczna konsolidacja. Największe szanse na obecnym etapie mają ci, którzy najszybciej wybiorą dla siebie najlepsze kawałki tortu.