[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/08/15/aleksandra-fandrejewska-jak-trwoga-to-ppp-sie-przyda/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Okazuje się bowiem, że w I półroczu podpisano umowy i zaczęto realizować niemal tyle samo wspólnych inwestycji samorządów lokalnych i firm, ile w całym ubiegłym roku. Powoli i ociężale zaczyna więc ruszać w kraju partnerstwo publiczno-prywatne.
Skąd ta zmiana? Na pewno częściowo jest zasługą poluzowania przepisów i zdjęcia z inwestycji w formule PPP zbyt rozbudowanej biurokracji. Ale tak naprawdę samorządy lokalne wyczerpują już swoje możliwości finansowe. Zaczynają mieć problemy z emitowaniem obligacji. A ponieważ niebezpiecznie wiele z nich zbliża się do granicy 50 proc. zadłużenia w skali dochodów (największe miasta już ją dawno przekroczyły), to nawet banki zaczynają się im ostrożnie przyglądać.
Większość samorządów tłumaczy, że wysokie zadłużenie to efekt ich udziału w inwestycjach, chęć wykorzystania wszystkich możliwych pieniędzy unijnych. I to cena, jaką płacą za unowocześnienie.
Dla samorządów PPP staje się więc najbezpieczniejszym sposobem inwestowania. Nie one wykładają pieniądze, nie muszą się zadłużać. Muszą tylko przestać się bać biznesu.