Czy był to krok w dobrym czy złym kierunku, dowiemy się najwcześniej za kilka miesięcy.
Już dziś jednak możemy śmiało wskazać największych beneficjentów dodruku świeżych dolarów przez amerykański bank centralny. Będą nimi zarządzający funduszami inwestycyjnymi, którzy pewnie już zacierają ręce, licząc wysokość premii, jaka zostanie im wypłacona za osiągnięte wyniki inwestycyjne. Teraz będzie to o wiele prostsze.
Nowa porcja pustych pieniędzy wkrótce bowiem zaleje rynki finansowe na całym świecie. Próbkę tego widzieliśmy wczoraj, kiedy akcje spółek od Azji przez Europę po Stany Zjednoczone w reakcji na środową decyzję Fedu poszybowały w górę. Przy okazji ustanowiły nowe rekordy notowań w trakcie obecnej hossy. Zresztą ten stan na rynkach kapitałowych trwa już od dawna, teraz to tylko kolejny etap.
W górę poszybowały więc ceny surowców, a na wartości tracił tylko amerykański dolar. I prawdopodobnie będzie tracił nadal, a bańka na rynkach finansowych będzie pęczniała. Co z tego wyniknie dla przeciętnego zjadacza chleba? Ano pewnie trochę uderzy go po kieszeni. Droższe surowce najpierw przełożą się na producentów, którzy będą musieli podnieść ceny. Ci przerzucą to na konsumentów i koło się zamknie. Mniej zaradnym inflacja pożre zaś część ich oszczędności.