Zmiany, które pozwoliłyby złagodzić skutki kryzysu w tych firmach, które z jego powodu nie były w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań inwestycyjnych. Oczywiście trudno się dziwić strażnikom państwowej kasy, że chcą walczyć o jej przychody i tępić ulgi, gdzie się da. Gdyby jednak znowelizowane przepisy weszły w życie w takim kształcie, jaki proponuje Ministerstwo Finansów, w niektórych przypadkach inwestycje w strefie nie przyniosłyby per saldo żadnych z obiecywanych korzyści.
A i bez zakusów resortu większość inwestorów nie zdąży wykorzystać limitów zwolnień, głównie podatkowych, wynikających z faktu działania w strefach. Oczywiście lepiej wykorzystać ich część niż wcale, ale jeśli już obroniliśmy istnienie stref, wchodząc do Unii Europejskiej, to warto walczyć o więcej.
Jakkolwiek by patrzeć, firmy działające w strefach zainwestowały już blisko 64 mld zł i stworzyły ok. 150 tys. nowych miejsc pracy.
Dlatego pomysły Ministerstwa Gospodarki, aby przedłużyć istnienie SSE, to dobry sygnał. Dobry tym bardziej że nie chce przedłużyć ich życia tak po prostu, ale tworząc przy okazji przemysłowe klastry, których znaczenie będzie wykraczało daleko poza płot strefy i grubo poza rok 2025, do kiedy miałyby obowiązywać nowe przepisy. Zresztą większość stref i tak sama z siebie zaczęła ewoluować w tym kierunku. Dodatkowe wsparcie byłoby więc kolejnym atutem.
Generalnie jestem zwolennikiem równych szans dla firm. Ale skoro Unia dopuszcza udzielanie pomocy publicznej, trzeba z tego korzystać, by przyciągać inwestycje. Byle inteligentnie i z pomysłem. Tu taki pomysł się rysuje.