Prezes Rezerwy Federalnej USA Ben Bernanke wspierany przez swoich wiceprezesów ruszył do masowej obrony decyzji o wykupieniu własnych obligacji za 600 mld dolarów. Jeszcze nigdy w Stanach Zjednoczonych nie było tak, aby cały zarząd banku centralnego dosłownie napraszał się o udzielenie wywiadów prasie. Zazwyczaj było odwrotnie.

Ben Bernanke zapewnia, że decyzja Fedu o wykupie obligacji, czyli upraszczając, dodruku pieniędzy, jest nie tylko dobra dla gospodarki amerykańskiej, ale i dla gospodarki globalnej. Jak na razie trudno w to uwierzyć, bo waluty w krajach rozwijających się, które stały się ostatnio motorem rozwoju, szybko się umacniają, dusząc ich eksport i konkurencyjność. O tym nadal najpotężniejszy autorytet w światowych finansach zapomina. Pozornie. Bo szybko rzuca drugi argument: że świat nie może sobie pozwolić na rozwój w dwóch prędkościach.

Kto jest winny? Oczywiście Chińczycy, ale jest już i drugi kandydat, który też ma zbyt wielkie sukcesy – Indie. Bernanke im wypomina, że od roku 2005 ich PKB wzrosło odpowiednio o 70 i 55 proc. I tutaj zdaniem prezesa banku centralnego USA tkwi problem. Gospodarka amerykańska wprawdzie wyszła z recesji, ale po kryzysie jest mocno poobijana.

Prawdą jest, że przez całe lata to Stany Zjednoczone ciągnęły świat i wykazywały się niezwykłą elastycznością i konkurencyjnością. Te czasy już minęły. I nie byłoby to niepokojące, bo pozycja lidera może się zmienić i nie ma nieszczęścia. Niepokojące jest to, że w Waszyngtonie wyczerpały się pomysły na przywrócenie gospodarki do dawnej świetności. Bo sztuczne osłabianie waluty i wskazywanie innych jako winnych z pewnością nie wystarczy.

Danuta Walewska