Liczba indywidualnych kont emerytalnych spada, choć w ich przypadku obowiązują dodatkowe preferencje podatkowe, które miały skłonić do tej formy odkładania pieniędzy. Choć się wydaje, że większość obecnie pracujących zdaje sobie sprawę, że ich emerytury nie będą zbyt wysokie, to ten sposób zdecydowanie się nie przyjął.
Oficjalnie liczba takich kont wynosi 800 tys., ale tak naprawdę pieniądze wpływają na jedynie co czwarte z nich. Limit wpłat wynosił w 2010 r. niemal 10 tys. zł, ale średnio wykorzystywano jedynie 2 – 3 tys. zł.
Wygląda na to, że pracujący – zwłaszcza młodzi ludzie – przestali liczyć na to, że państwo w jakikolwiek sposób zabezpieczy im pieniądze, gdy osiągną wiek emerytalny. Od wszelkich wpłat potrącane są prowizje, więc trudno im się dziwić, że bez zapału się na wpłaty decydują. Z opinii, jakie regularnie słyszę wśród znajomych o wpłatach na IKE, wybija się taka: lepiej inwestować w nieruchomości czy inne trwałe dobra, które w przyszłości mogą stać się źródłem dodatkowych pieniędzy. Emerytury będą niskie – to wszyscy wiedzą, ale na państwo w tym zakresie już chyba mało kto liczy.