Zwłaszcza teraz, przed wyborami. Ma pieniądze na bieżące płatności i zabezpieczone przyszłe potrzeby pożyczkowe. Trzymanie na smyczy wydatkowych apetytów kolegów z rządu także przynosi efekty – deficyt jest niższy, niż zakładano.
Niestety, jeśli przeanalizujemy działania szefa resortu finansów, okazuje się, że bliżej im do postępowania polityka aniżeli gospodarza publicznych pieniędzy. Fakt, że bieżąca dotacja do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych jest pokrywana w części z pieniędzy Funduszu Rezerwy Demograficznej, już wkrótce się na nas zemści. Żonglowanie pieniędzmi – w czym wyspecjalizował się obecny minister – ma tę wadę, że nie zabezpiecza nas na przyszłość. Fundusz Rezerwy Demograficznej nie powstał po to, aby w razie potrzeby móc do niego sięgnąć po pieniądze, ale by zabezpieczyć nas samych przed niekorzystnymi zmianami na rynku pracy. A te dosięgną nas już za dziesięć lat. Boję się, że politycy skupieni na tym, jak przedstawić obecny obraz naszych finansów w jak najlepszym świetle, nie myślą o tym, kto zapracuje na ich emerytury w przyszłości. Nie chce mi się bowiem wierzyć, że traktują tę sprawę jako problem przyszłych rządów. Mądry wyborca – a wierzę, że takich w Polsce nie brakuje – decydując się na oddanie swego głosu na tę, a nie inną partię, z pewnością nie weźmie pod uwagę jedynie działań, jakie zabezpieczają nas przed kłopotami dziś. Rozsądny Polak przede wszystkim myśli o własnej przyszłości i bacznie przygląda się temu, co rząd robi, aby była ona bezpieczna.