Marcin Mróz, główny ekonomista BNP Paribas Bank Polska

Jeśli zadać pytanie przeciętnemu Kowalskiemu, z czym kojarzą mu się rynki finansowe, to zapewne poczesne miejsce w odpowiedzi zajmie obraz nerwowego człowieczka obstawionego monitorami, na których migają kolorowe cyferki. Właśnie. Monitory. Te monitory to podstawowe narzędzie każdej osoby zawodowo zajmującej się rynkami finansowymi. Bo na tych monitorach znajdują się informacje, które każdy inwestor składa w całość i na ich podstawie podejmuje decyzje. Dlatego we wszystkich cywilizowanych społeczeństwach tak duży nacisk kładzie się na równy dostęp do informacji.

Ostatnio w Polsce doszło do pewnego niemiłego zgrzytu. 30 sierpnia o godz. 9.30 jedna z agencji informacyjnych podała, cytując „wysokie rangą źródło rządowe" (nazywajmy je od tej pory WRŹR), że dynamika PKB w II kwartale wyniosła 4,3 proc. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że oficjalna publikacja danych miała miejsce pół godziny później i rzeczywiście dynamika PKB wyniosła 4,3 proc. Ale i to nie byłoby problematyczne. W końcu prognozować każdy może, nawet WRŹR, i nawet WRŹR może się zdarzyć prognoza trafiona. Szkopuł w tym, że powyższą zapowiedź wygłosiło WRŹR, które, cytując agencyjną depeszę, „dane GUS już widziało".

Pojawia się więc kilka pytań. Czy GUS musi udostępniać dane stronom trzecim przed ich oficjalną publikacją? Kazus WRŹR pokazuje, że im więcej osób zna poufną informację, tym większe ryzyko, że  nie jest ona już poufna. A nawet jeśli są jakieś istotne powody, dla których rząd musi wcześniej niż wszyscy znać dane, pojawia się kolejne pytanie. Dlaczego nadzór nad takimi informacjami jest tak luźny, że dane te są upubliczniane przez jakieś WRŹR?

Większość osób w tym momencie pomyśli, że to zapewne zdarzenie incydentalne. Ktoś powiedział o słowo za dużo, dziennikarz był w pobliżu i prawdopodobnie w tak prozaiczny sposób pojawił się przeciek. Jednak nie można bagatelizować tego zdarzenia. Rząd i jego przedstawiciele powinni być niczym żona Cezara: poza wszelkimi podejrzeniami. Również poza podejrzeniami, że znając dane uważane powszechnie za poufne, posługują się nimi w sposób niefrasobliwy. Bo zaufanie buduje się latami, a można je stracić w mgnieniu oka.