I to jeszcze tę część dostawać po kilku latach. Ministerstwo Finansów postanowiło zajrzeć im dość głęboko w portfele. Prawem kaduka czy – jak się tłumaczy – unijnym? Za tym pierwszym przemawia fakt, że to chyba właściciel powinien uzależniać pensje, było nie było, swego pracownika, a nie urzędnicy państwowi. Oni już dość kiedyś namieszali w swoich spółkach, fundując ich menedżerom ustawę kominową. Parę osób skutecznie od pracy w państwowych spółkach wtedy odstraszyli.
A przecież jeżeli akcjonariusze domu maklerskiego będą chcieli, to zafundują szefowi opcje menedżerskie. Sami, z własnej woli, a nie pod naciskiem tego czy innego resortu. To oni powinni decydować, jak nagradzać swojego menedżera. Jeśli nie będzie wypracowywał dobrych wyników, to go odpowiednio ocenią i zwolnią. Po co im rozporządzenie? Dlaczego niby akurat ministerstwo ma dbać o zyski prywatnych przecież firm?
A właśnie, akcjonariusze. Częściej w naszych realiach są to po prostu właściciele – bo mało który dom maklerski jest notowany na rynku publicznym. Jeżeli rozporządzenie wejdzie w życie bez vacatio legis, to czy mamy się spodziewać wysypu brokerskich IPO? Niezależnie od koniunktury na giełdzie? I to nie ze względu na chęć właściciela, ale konieczność prawną? A może domy maklerskie przestaną mieć szefów? Polak potrafi: coś na pewno da się wymyślić, żeby obejść przepisy. Chociaż z drugiej strony – jak by powiedział Tewje Mleczarz – w niektórych instytucjach takie uzależnienie płacy od wyników by się przydało. W ministerstwach na przykład.