Po co podatek, który można tak łatwo ominąć? Jeśli podatkowa luka jest tak banalnie oczywista to albo trzeba ją szczelnie zamknąć, albo zlikwidować podatek. Zdecydowanie popieram to drugie rozwiązanie. I to z kilku powodów.
Miliony Polaków płacą podatek dochodowy. Nałożenie na nich podatku od ich oszczędności jest rodzajem podwójnego opodatkowania. Realna siła nabywcza tych pieniędzy spada (przede wszystkim z powodu inflacji) – najprostszym sposobem uchronienia się od strat jest więc włożenie środków na lokatę. Tyle, że dzięki podatkowi od zysków kapitałowych mieliśmy w tym roku do czynienia z sytuacją, że większość klasycznych lokat przed inflacją nie uchroniło. Nadwyżkę zabierało państwo, realnie pomniejszając oszczędności własnych obywateli.
Taki podatek może wręcz do oszczędzania zniechęcać. Konsekwencje nie oszczędzania dla przyszłości polskich rodzin będą też bolesne dla państwa. Zarówno pod względem społecznym (stabilność finansowa rodzin), jak i ekonomicznym (emerytury).
Istnieje więc spory dysonans informacyjny między przekazem – „oszczędzajcie, bo to przyszłość Waszych emerytur", a utrzymywaniem podatku od oszczędności. Państwo zachęca bowiem do działania, które w pewien sposób penalizuje.
Na dodatek w społeczeństwie na dorobku, takim jak polskie, podatek od oszczędności utrudnia bogacenie się, a więc doganianie poziomu zamożności krajów zachodnich.