Zanosi się więc na powszechny kryzys wiarygodności kredytowej i finansowej w Europie, a może i na świecie. Co dalej? Paraliż, kryzys, wojna nerwów?
Doświadczenia ostatnich miesięcy pokazały, że słowa, nawet najpotężniejszych polityków nic nie znaczą. Agencje patrzą wyłącznie na twarde dane. Zapowiadacie reformy? Super, uwierzymy, że jesteście do nich zdolni, jak przedstawicie efekty.
Kredytu zaufania opartego na obietnicach nikt już dziś nie chce udzielać. I dobrze. Dotyczy to także naszego kraju. Bezpośrednio po expose premiera, polscy politycy zaczęli wspominać o możliwości podniesienia ratingu Polski. Nic takiego nie będzie miało miejsca. Piotr Kowalski, prezes Fitch Polska, zaznaczył, że bilans ryzyk dla naszej oceny jest wprawdzie bardziej po stronie neutralnej lub lekko pozytywnej niż negatywnej. Ale Polska musi się skupić na ugruntowaniu obecnego ratingu na poziomie bardzo solidnego "A minus".
Jest to tym bardziej wskazane, że zapowiadane, gwałtowne pogłębienie kryzysu zadłużenia w strefie euro stanowi zagrożenie dla ocen wiarygodności kredytowej wszystkich krajów Unii Europejskiej. Moody's nieprzypadkowo ostrzegł, że „w przypadku braku znaczących inicjatyw politycznych w najbliższej przyszłości, które mogłyby w krótkim czasie ustabilizować rynki kredytowe, albo w razie stabilizacji tych rynków z innego powodu, konieczna może być weryfikacja ocen wiarygodności w strefie euro i być może w innych krajach UE".
Nie jesteśmy w złej sytuacji, mamy konkretny plan, który ma doprowadzić do zrównoważenia finansów publicznych. Pytanie, czy mamy też jasne przekonanie, że musimy to zrobić jak najszybciej, bo taryfy ulgowej nikt nam nie da.