Sugeruje Pan, że to rynki tworzą presję do reform?
Nie widzę w tym nic złego. Rynkami nie kierują żadni „Obcy", to są ludzie i instytucje, którzy inwestują powierzone przez nas środki. Jeżeli oszczędzamy na emeryturę, chcielibyśmy, aby pieniądze lokowane były trafnie. Jeżeli część z nich ulokowana zostanie w polskich obligacjach, i rynek zacznie zastanawiać się, czy kwoty pozyskane z emisji Polska aby dobrze wykorzystuje, koszty finansowania wzrosną. Wtedy rząd pokazać musi rynkom, że stara się poprawić politykę fiskalną. Nie chodzi tu tylko o nagłe cięcia czy podwyżki podatków, ale zmiany, które są społecznie akceptowalne i ekonomicznie efektywne.
Jak pokazują przykłady z przeszłości, trwałe dostosowania fiskalne mają wspólne cechy: dotyczą głownie strony wydatkowej (i to na trwale), a nie wzrostu podatków. Dodałbym, że w większości wywoływane są przez presję rynków. Politycy reagują szybciej na ruchy agresywnych spekulantów, niż na oczekiwania dobrze poinformowanych wyborców...
Ale ta sama presja rynkowa prowadzić może do nowej recesji. Stąd głosy różnych ekonomistów, że należy zwiększać wydatki publiczne, aby stymulować wzrost gospodarczy.
Jeżeli kraj ma zdrowe finanse publiczne, i jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo publiczne, podstawową edukację i ochronę zdrowia, jeżeli programy socjalne nie zniechęcają ludzi do pracy, jeżeli regulacje dotyczące firm i banków są sensowne, rynki traktować będą ten kraj dobrze. Jeżeli nie – mogą go popchnąć do recesji.