W tym roku formułowane są rozmaite scenariusze – od katastroficznych do superoptymistycznych. Wyraźnie słychać głosy programowych pesymistów. Do tej grupy zaliczam ekonomistów, którzy od dawna zapowiadają nadejście recesji w Polsce.
Jedni obrazili się na rzeczywistość (lub może na władzę) i starają się wywołać recesję, formułując czarne, samosprawdzające się w ich mniemaniu, prognozy. Osoby takie mają duże wzięcie w mediach, bo jak wiadomo, najlepiej sprzedają się wiadomości złe. Tradycyjnie pesymistyczne prognozy formułuje także panel wpływowego brytyjskiego tygodnika „The Economist".
Główną przyczyną pesymizmu wobec tegorocznych perspektyw polskiej gospodarki jest oczekiwane spowolnienie wzrostu, a zdaniem niektórych nawet recesja w UE. O wolniejszym wzroście Polski ma zadecydować mniejszy eksport na rynki Wspólnoty.
Umiarkowanie optymistyczną prognozę na 2012 rok przedstawił rząd w makroekonomicznych założeniach do budżetu (wzrost PKB o 2,5 proc.). Wiele organizacji międzynarodowych, od Komisji Europejskiej poczynając, a na Międzynarodowym Funduszu Walutowym kończąc, powieliło prognozę rządu, nieznacznie ją tylko korygując.
Taki schemat powtarza się często, wyjątkiem był 2009 rok, kiedy to cały Zachód z organizacjami międzynarodowymi włącznie nie wierzył, że Polska okaże się zieloną wyspą na morzu europejskiej recesji.