Mówiła ona, że rzecz albo usługa tyle jest warta, ile nabywca jest skłonny za nią zapłacić. Niby nic nowego i wielu powie, że do dziś tę regułę stosuje, nie zastanawiając się nad tym, skąd biorą się równe lub zbliżone ceny na te same towary. Czy to oznacza, że każdy tak samo wycenia użyteczność, pomimo że dotyczy to tysięcy różnych nabywców? Otóż według tej teorii wynikało to z faktu, że masowość transakcji doprowadza do wyrównywania się cen na dane dobro. I odwrotnie, im towar bardziej unikatowy, tym znaczenie „subiektywności" ceny rośnie.
Dotyczyć to może dzieł sztuki, gdzie dzieła są jednostkowe. Mimo to jednak rynek, a można mówić o rynku, miał jakąś strukturę składającą się z mieszaniny estetyki, epoki powstania, nazwiska i zdolności marszanda.
Według dzisiejszych fund menedżerów nie była to struktura dojrzała, bo premiowała zawsze wyżej Picassa czy Chagalla niż świeżego absolwenta Akademii Sztuk Pięknych, który potencjalnie może być wybitniejszy niż wcześniej wymienieni pojedynczo albo nawet razem wzięci. Zatem zaproponowali oni rewolucję w tym skostniałym podejściu i zorganizowali fundusz inwestycyjny kupujący dzieła młodych nieznanych z intencją sprzedania po kilku latach z zyskiem, i to znacznym. I tu nie ma jeszcze kopernikańskiego przewrotu, jest tylko lekkie umasowienie dotychczasowych jednostkowych transakcji i jak na fundusz inwestycyjny, dosyć ryzykowna strategia. Innowacyjność pojawia się w sposobie ustalania ceny. Otóż skupują oni mokre jeszcze obrazy niedokończonych absolwentów po horrendalnych cenach. Można powiedzieć tyle są dla nich warte. Ale nie powieszą ich nad kominkiem, i tak skończy się ryzyko ekonomiczne takiej transakcji, tylko zechcą je sprzedać po kilku latach z zyskiem, i to znacznym. Wykorzystywany jest tu mechanizm z rynku finansowego zwany market maker i dotyczy on sytuacji, gdy profesjonalny sprzedawca kontrolujący znaczną część rynku może wpływać na cenę. Tutaj rynek definiowany jest jednostkowo, bo dzieło ma taki charakter. Fundusz będzie posiadał jedyne dzieło pt. „bez tytułu nr XVI" artysty XY i mając wobec tego dzieła pozycje market makera, dla którego bazą odniesienia będzie wysoka cena wcześniej zapłacona plus wysoka marża zysku. Tylko czy znajdzie po stronie nabywcy kogoś, kto będzie chciał tyle zapłacić. Bo tu zderzą się dwie formuły cen – dla sprzedawcy, czyli fund menedżera, będzie to już formuła kosztowna, a dla nabywcy subiektywnie rozumiana użyteczność. A te dwie formuły odległe są od klasycznej rynkowej teorii cen i nie tolerowały się wzajemnie zarówno w teorii myśli ekonomicznej, jak i w praktyce.