Według PIG jest go najprawdopodobniej nawet dziesięciokrotnie mniej, ale jednocześnie kilkukrotnie więcej, niż wynoszą udokumentowane zasoby gazu konwencjonalnego.
Choć przecieki o tym, że według Instytutu szacunki Amerykanów były mocno przesadzone, krążyły po rynku już od jakiegoś czasu, jednak nikt chyba nie spodziewał się, że różnice w ocenie mogą być tak znaczne. Już nie mówimy o bilionach, ale ledwie o miliardach metrów sześciennych gazu uwięzionych w skałach łupkowych. Konkretnie o zasobach od 346 do 768 mld metrów sześciennych. Mało, i jeszcze z jakim rozrzutem...
@:Czy to oznacza, że możemy się pożegnać z kuszącą wizją Polski energetycznie niezależnej od kaprysów dostawców z zagranicy? Rwać włosy z głowy, że znowu nas oszukano, bo przecież miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze? Bez przesady. Po pierwsze, przedstawiona przez Instytut ocena zasobów zawiera zastrzeżenie, że maksymalne zasoby gazu łupkowego mogą okazać się wyższe i wynieść nawet 1,92 bln m. sześc., co od prognoz Agencji ds. Energii odstaje w mniejszym stopniu.
Ale nawet gdyby nie, to i tak jest dobrze. Bo co oznaczają podane wczoraj dane? Że choć Polska może nie stanie się liczącym się na świecie eksporterem gazu, ale to, co zostało udokumentowane i określone jako możliwe do wydobycia zapewniłoby nam pokrycie pełnego zapotrzebowania na błękitne paliwo w okresie od 35 do 65 lat! Perspektywa jeszcze kilka lat temu nie do uwierzenia.
Nie zmienia to jednak faktu, że gazu jest mniej, a to może ograniczyć zapał krajowych i międzynarodowych koncernów do inwestowania wielkich pieniędzy w koncesje wydobywcze i próbne wiercenia. Dlatego w drodze do niezależności energetycznej tym bardziej niezbędne staje się maksymalne ułatwienie współpracy pomiędzy inwestorami a państwem a także precyzyjne określenie, jak to będzie z opodatkowaniem zysków z wydobycia. Żeby się na koniec dnia nie okazało, że choć mamy mniej, to jednak chcielibyśmy więcej. Bo w ten sposób możemy - w skrajnym przypadku - nie dostać nic. Gazprom wszak tylko na to czeka...