Życie rozwiąże problem za niego: znajdzie się na liście zwolnień grupowych. Dziś jest wolnym strzelcem. Pracuje, kiedy chce, gdzie chce i tak długo, jak chce. I rozkoszuje się prostymi przyjemnościami, które opiewa w książce „Pochwała powolności". Stała się ona bestsellerem, sprawiając, że Honore jako freelancer finansowo radzi sobie nie gorzej od Honore - etatowca, choć ten pierwszy ma więcej czasu dla siebie i rodziny. Sielanka.

Zwolnić, odłączyć się od systemu, samemu ustalać reguły. Hasła z lat 60. wracają do łask. Bycie freelancerem to element tego trendu, coraz popularniejszego wśród dwudziesto i trzydziestolatków. Część z nich zniechęciła się do korporacyjnego wyścigu szczurów. Inni dopiero wchodzą na rynek pracy, który, odbierając im wolność, oferuje w zamian niewiele. W miarę jak firmy tną koszty, pozbywając się doświadczonych pracowników, przybywa też tych, którzy zasilają szeregi freelancerów z konieczności.

Życie przeciętnego wolnego strzelca sielanką nie jest. Wymaga samodyscypliny, umiejętnego zarządzania czasem i finansami. Statystyki są jednak dlań pocieszające: zarabia coraz więcej. A to pierwsze czerwone światło dla firm. Za kilka lat, gdy sytuacja się odwróci, mogą kusić najlepszych wolnych strzelców, by związali się z nimi na wyłączność. Wątpię, by im się udało.