Choć szeptem (czyli niedokładnie) mówi, o ile zmniejszy prowizje i w przypadku jakich kart, a gdzie wszystko zostanie po staremu, to jakoś bardziej wygląda mi to na opowieści o bohaterstwie Papkina niż rzeczywistą dobrą wolę. Firma zastrzega, że jest to dobrowolna biznesowa decyzja.
Nie mam więc pewności, na jak długo opłaty zostaną zmniejszone, a kiedy może okazać się, że powinny znów wzrosnąć. Kartowy gigant nie zamierza przystąpić do porozumienia proponowanego przez NBP, gdzie organizacje płatnicze zobowiązałyby się zmniejszyć od przyszłego roku prowizję interchange do poziomu 1,10 proc. (taki akces zgłosiła już organizacja płatnicza Visa). MasterCard przyznaje, że ma zastrzeżenia do zapisów potencjalnego porozumienia. Obniży więc opłaty, ale dobrowolnie i po swojemu.
Niby sukces, bo po wielu latach uda się w ogóle obniżyć prowizje od transakcji kartowych. Ale sukces bardzo wątły, prawie jak mur w „Zemście". Nasze opłaty są kilka razy wyższe niż w różnych krajach europejskich. Ministerstwo zapowiedziało więc wcześniej, że zdecyduje się na zmiany legislacyjne w sprawie obniżki interchange. Czas zamienić obietnice i zapowiedzi w rzeczywistość.
A jeśli nie, to mam prośbę do MasterCard: by dał nam szansę sprawdzić, czy istotnie – jak argumentuje – „badania pokazują, że niski poziom użycia kart w Polsce wynika bardziej z niechęci klientów niż wysokości opłat". Założymy się? Jak przegram ofiaruję... krokodyla.