Rząd zbyt optymistycznie zakłada budżet

Niedobrze, że przy konstrukcji założeń do budżetu na 2013 rok przyjęto jednak wariant optymistyczny, a nie konserwatywny – ocenia główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu

Publikacja: 21.06.2012 05:27

Na obecnym etapie znamy tylko prognozy i ogólny scenariusz makroekonomiczny

Na obecnym etapie znamy tylko prognozy i ogólny scenariusz makroekonomiczny

Foto: Rzeczpospolita

Po zdawkowej, jak zawsze, bo wymuszonej ustawą, prezentacji na forum Komisji Trójstronnej podstawowych założeń makroekonomicznych przyszłorocznego budżetu rząd – tradycyjnie na kilkunastu stronach – przedstawił w czerwcu ich nieco bardziej rozbudowaną wersję w postaci „Założeń projektu budżetu państwa na rok 2013".

Trzeba na początku powiedzieć, że już od paru ładnych lat założenia te nie są oczekiwane przez inwestorów z takim zainteresowaniem jak kiedyś. A to dlatego, że pozostają one w zgodzie z prezentowanym kilka tygodni wcześniej „Wieloletnim planem finansowym" (WPF) oraz „Aktualizacją programu konwergencji" (APK) przesłaną niedawno do Brukseli. Stąd brak tu tak kiedyś ważnego elementu niespodzianki czy zaskoczenia, któr mógłby przełożyć się na reakcję rynków na publikację tego ważnego dokumentu.

Niepewne otoczenie

Założenia nie są jeszcze projektem budżetu. Na obecnym etapie prac znamy więc tylko prognozy podstawowych parametrów makro i ogólny scenariusz makroekonomiczny przyjęty przy ich konstruowaniu. Nie znamy choćby urealnionych wielkości nominalnych (kursów walutowych, stóp procentowych). Nie znamy też szczegółowej prognozy dochodów i planu wydatków budżetu państwa. Te jednak pozostać muszą spójne – co raczej oczywiste – z APK zakładającą między rokiem 2012 a 2013 dalszy spadek deficytu sektora finansów publicznych.

Niepewność w otoczeniu makroekonomicznym naszej gospodarki zwiększa ryzyko konstrukcji wiarygodnego budżetu. Filarem założeń zaaprobowanych przez rząd jest scenariusz stopniowego wygaszania kryzysu w strefie euro już w drugiej połowie tego roku. Pozwala to przyjąć dość optymistyczne założenia wpływu otoczenia zewnętrznego.

I tak o ile urealniona w świetle rozwoju wydarzeń dynamika importu z UE w tym roku ma wynieść zaledwie 0,5 proc. (wobec zakładanych w tegorocznym budżecie 2,9 proc.), o tyle w 2013 r. ma ona wzrosnąć już do 3,9 proc. Nie jest to więc z pewnością scenariusz recesyjny w Unii.

Nie da się osiągnąć zakładanej dynamiki spożycia prywatnego przy przewidywanej sytuacji na rynku pracy

Mocnym optymizmem podszyte jest też założenie zastąpienia spadającego popytu publicznego (kontynuacja zacieśnienia fiskalnego) przez rosnący popyt prywatny. Spadający systematycznie od roku 2011 udział w PKB inwestycji publicznych (od 5,8 proc., poprzez 5,2 proc. w roku bieżącym, po 3,9 proc. w roku 2013) ma być zrekompensowany wzrostem popytu prywatnego. Rosnąć mają (jak widać w załączonej tabelce) wszystkie podstawowe składowe popytu krajowego (poza nakładami brutto na środki trwałe).

Poprawa w otoczeniu makroekonomicznym plus zmiany w dekompozycji krajowego PKB uzasadnić mają niewielką dynamikę realnego wzrostu gospodarczego z 2,5 proc. w tym roku do 2,9 proc. w roku przyszłym. To relatywnie niewielkie przyspieszenie, w zasadzie stabilizacja wzrostu, uzasadnić ma tezę o konserwatywnym, umiarkowanym, czyli – ma się rozumieć – bardziej przez to wiarygodnym charakterze przyszłorocznych rządowych prognoz gospodarczych.

Czy tak jednak jest faktycznie? Czy te założenia są powściągliwe? Otóż trzeba powiedzieć wyraźnie: scenariusz tak dużego wzrostu importu z UE i silnej substytucji popytu publicznego przez prywatny to wcale nie są miękkie założenia. Wręcz przeciwnie: oceniane z dzisiejszej perspektywy sprawiają nawet wrażenie bardzo twardych, zabarwionych mocnym optymizmem.

Poprawić założenia

Po pierwsze – zastrzeżenia budzi już sama tegoroczna prognozowana baza do porównań. I dotyczy to zarówno wzrostu importu z UE, jak i popytu krajowego. Moje prognozy wskazują na przykład na spadek popytu importowego z UE w 2012 roku o blisko 3 proc. zamiast rządowego wzrostu o 0,5 proc. Podobnie optymistyczne wydają się rządowe prognozy wszystkich składowych popytu krajowego.

I tak – na przykład – inaczej niż rząd przewiduję w 2012 r. kolejny raz po precedensowym 2011 r. spadek, a nie wzrost spożycia publicznego. Spożycie prywatne mogłoby wzrosnąć o zakładane przez rząd 2,1 proc. wyłącznie przy spadku prywatnych oszczędności o blisko 4 pkt proc. Nie da się bowiem osiągnąć takiej dynamiki spożycia prywatnego przy przewidywanej sytuacji na rynku pracy.

Zastrzeżenia budzi już sama tegoroczna prognozowana baza do porównań

Po drugie – warto zauważyć, że zamarkowany w założeniach rządowych scenariusz wzrostu funduszu płac w gospodarce wspiera się na nader wątłych przesłankach. Przy stabilizacji stopy rejestrowanego bezrobocia (spadek średniorocznego wskaźnika z 12,6 w 2012 r. do 12,4 proc. 2013), przy stabilizacji przeciętnego zatrudnienia (symboliczny wzrost z 0,2 do 0,6 proc.) fundusz płac może wzrosnąć wyłącznie na skutek wzrostu realnych wynagrodzeń z 0,9 do 2,8 proc. Przyjęcie takiego wskaźnika jest zaś rachunkowo możliwe tylko po założeniu znaczącego spadku inflacji (ze średniorocznych 4,0 proc. w tym roku do 2,7 proc. w przyszłym). Nie ma przecież bowiem co liczyć na wymuszony na pracodawcach wzrost nominalnych wynagrodzeń.

Po trzecie – pozostaje na koniec wrócić do wspomnianej przeze mnie wcześniej kwestii nieujętych w założeniach, a ważnych dla budżetu, wielkości nominalnych. Przypomnę, że w APK rząd przyjął:

W świetle tego, co wiemy o dziś artykułowanej w komunikatach postawie RPP wobec stóp procentowych, jak też o faktycznej skali deprecjacji kursu złotego w tym roku (na przykład moja prognoza średniorocznego kursu euro to 4,25 zł), prognozy wielkości nominalnych na ten i przyszły rok zawarte w programie konwergencji, a mające wpływ nie tylko na wielkość i koszty obsługi długu publicznego, ale też na saldo handlu zagranicznego i popyt krajowy, wydają się rażąco optymistyczne. Trzeba je więc będzie w projekcie budżetu mocno poprawić i przybliżyć do rzeczywistości.

Gdzie ten konserwatyzm?

Dobrze, że założenia mają charakter prowizoryczny.

We wrześniu będziemy już nieco więcej wiedzieć o rozwoju sytuacji w otoczeniu zewnętrznym. Niedobrze, że przy konstrukcji założeń, wbrew oficjalnym twierdzeniom, przyjęto jednak wariant optymistyczny, a nie konserwatywny. Bo wariant konserwatywny, wcale nie katastroficzny, zakładać powinien dalsze powolne osuwanie się gospodarki globalnej i – w ślad za tym – naszej.

Będąc bliżej realiów, moglibyśmy liczyć najwyżej na pozytywną niespodziankę, a nie na kolejne wybrzydzania – jak to elegancko ujął niedawno jeden z najdzielniejszych członków Rady Polityki Pieniężnej – nadwiślańskich analityków.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację