Trudno jednak nie zauważyć, że są to zwykle urządzenia bardzo innowacyjne i wysokiej jakości. iPhone, iPod i iPad to dla wielu osób synonimy smartfonu, odtwarzacza MP3 i tabletu. Amerykański producent wyrąbał sobie na rynku zupełnie unikalną niszę.
Apple okupuje wyższe półki cenowe i dotąd mało interesowały go produkty z półki średniej i tanie. Do tej pory z żelazną konsekwencją na rynku telefonicznym i tabletowym utrzymywał jeden model urządzenia (inaczej z odtwarzaczami MP3 i komputerami). To pozwalało koncentrować środki i uwagę klientów. I w efekcie dawało – mniej lub bardziej przebojowe – urządzenia.
iPad mini czyni wyłom w tej strategii. iPad był jeden, teraz będą dwa. Droższy i tańszy. W standardowym koncernie ten krok byłby zrozumiały: nowy segment rynku, nowi klienci, wzrost sprzedaży. I w krótkim terminie tak to zapewne będzie wyglądało.
Ale Apple tak nie działał. Bo co będzie potem? iPad mikro? iPad giga? Wzrost sprzedaży? Spadek marży? Rozproszenie budżetu marketingowego? Coraz trudniejsza kontrola nad portfolio produktów?
Co ciekawe, nowy iPad mini jest ponoć pierwszym samodzielnym projektem aktualnego szefa Apple'a Tima Cooka, który objął schedę po legendarnym Stevie Jobsie, który wykreował potęgę współczesnego Apple'a. To musi być ogromny ciężar. Duch starego szefa straszy nowego?