Z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet Olli Rehn, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, który gościł dzisiaj w Polsce, złożył kobietom serdeczne życzenia. Ministerstwo Gospodarki zorganizowało dyskusję na temat obecności pań w biznesie oraz ich przedsiębiorczości. MSW informuje, że w podległych służbach pracuje 18,5 tys. funkcjonariuszek, a media roją się dzisiaj od różnego rodzaju „kobiecych" zestawień

Poddając się temu ogólnemu szaleństwu, sprawdziłam, ile kobiet pracuje na szczytach administracji rządowej, czyli w kierownictwie resortów. Okazuje się więcej niż można było przypuszczać, ale mniej niż tzw. parytety. Na 106 stanowisk ministrów i wiceministrów (w 18 resortach) mamy 29 kobiet (czyli 27 proc.). Cztery z nich zajmują najwyższe miejsce w hierarchii -  są ministrami (Elżbieta Bieńkowska – MRR, Anna Mucha – MSiT, Barbara Kudrycka – MNiSzW oraz Krystyna Szumilas – MEN). Najwięcej pań, w stosunku do liczebności całego kierowniczego  grona, znalazło się w resorcie nauki – 60 proc. oraz sportu i kultury (po 50 proc.). Statystyki mocno zaniżają ministrowie: Jarosław Gowin (sprawiedliwość), Bartłomiej Sienkiewicz (sprawy wewnętrzne) i Bartosz Arłukowicz (zdrowie), którzy nie zatrudnili w swoich gabinetach ani jednej przedstawicielki płci pięknej. W resorcie finansów jest jedna kobieta (wiceminister Hanna Majszyczyk), ale ujmując rzecz statystycznie stanowi tylko 13 proc. kierowniczej załogi.

Nie jestem zwolennikiem parytetów, ustalania na siłę, ile kobiet i gdzie ma pracować. I powyższe zestawienie pokazuję, że nasz rząd też to takich zwolenników nie należy. Przynajmniej w praktyce, bo od czasu do czasu któremuś z ministrów,  a najczęściej premierowi, wymsknie się coś na temat, że w polityce i biznesie powinno być więcej kobiet.