Budowanie przez niszczenie?

Najlepszą drogą do wzmocnienia konkurencyjności polskiego przemysłu obronnego jest nie jego podział, ale konsolidacja kapitałowa

Publikacja: 25.03.2013 04:07

Red

Uważam, że trzeba bić na alarm! Wiele wskazuje na to, że jedna z głównych przypadłości naszej sceny politycznej zaczyna atakować sferę gospodarki. Tą chorobą jest „budowanie" poprzez niszczenie. O ile jednak w odniesieniu do polityki działania takie budzą uśmiech politowania i ironiczne komentarze, o tyle próby przenoszenia niszczycielskich tendencji do strategicznych dla naszego państwa firm musi powodować zdecydowany sprzeciw.

Jak zepsuć dobre pomysły

Gdy przeczytałem w „Rzeczpospolitej", że w kręgach rządowych rozważana jest likwidacja Bumaru – największego polskiego holdingu zbrojeniowego – najpierw pomyślałem, że to przedwczesny żart primaaprilisowy. Później jednak, gdy w kilku rozmowach telefonicznych uzyskałem potwierdzenie tego faktu, stanęły mi przed oczyma najmroczniejsze spiskowe teorie dziejów.

Bumar jawi się jako naturalny, niekwestionowany kandydat na lidera konsolidowanej zbrojeniówki

Oto bowiem w sytuacji, w której obronność wychodzi wielkimi krokami z obszaru władzy wojskowych i wkracza na szerokie pole działalności gospodarczej, zaczyna być tu dostrzegana, a nawet może stać się ważną gałęzią polskiego przemysłu – pojawiają się pomysły zmierzające w prostej linii do zaprzepaszczenia tej szansy. Zastanawiałem się, dlaczego wbrew intencjom stanowczego i dynamicznego ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka oraz woli samego premiera Donalda Tuska, by modernizacja polskiej armii stała się dodatkową dźwignią wzrostu naszej gospodarki, lansuje się koncepcje mogące zniweczyć te zamiary. Są to pytania zbyt poważne, bym jako podatnik, długoletni praktyk ekonomiczny oraz lider największej w kraju organizacji pracodawców pozostawił je bez odpowiedzi i komentarza. Nawet za cenę odwołania się do teorii spiskowych, których – notabene – jestem zdecydowanym przeciwnikiem...

Deklaracje, że w ciągu najbliższych lat na modernizację naszego wojska rząd przeznaczy ponad 130 miliardów złotych, rozpaliły emocje nie tylko w polskiej zbrojeniówce. Bezprecedensowy wzrost nakładów na obronność w Polsce przypada na okres drastycznych ograniczeń budżetów obronnych na Zachodzie. Jednocześnie zwiększa się skala globalizacji przemysłu, który dotąd był jednym z najbardziej regulowanych rynków narodowych.

Polska polem bitwy światowych potentatów

Wszystko to razem wzięte będzie niewątpliwie wpływało na zwiększone zainteresowanie międzynarodowych potentatów zbrojeniowych polskim rynkiem dostaw na rzecz armii. Już dziś widać zabiegi – przypominające niemalże tańce godowe – wokół najnowszych planów MON dotyczących zakupu systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Zderzają się tam wielkie interesy firm francuskich, amerykańskich i izraelskich, silnie zresztą wspieranych przez polityków z tych państw. A do tego mówi się o nowych czołgach, helikopterach, samolotach załogowych i bezzałogowych itd., itp.

Jest o co walczyć, trzeba więc liczyć się z tym, że Polska w najbliższym czasie stanie się polem bitwy światowych potentatów. Jakie szanse ma na nim nasz rodzimy przemysł, głównie państwowy?

Na razie globalnym graczom – silnym finansowo i organizacyjnie skonsolidowanym – przeciwstawia się typowe dla nas pospolite ruszenie kilkudziesięciu rozproszonych firm, z których największe mają po kilkadziesiąt milionów euro przychodu, a inne tylko po kilka. Dotychczas jedynym ośrodkiem konsolidacji jest budowana od 10 lat, z różnymi zresztą problemami, grupa Bumar, która osiąga przychody zbliżające się do miliarda dolarów. Już tylko te dane w oczywisty sposób predestynują Bumar do odgrywania roli lidera. Ale nie one powinny być decydujące. W rządowej strategii konsolidacji i wspierania polskiego przemysłu obronnego w latach 2007–2012 – zaktualizowanej przez Radę Ministrów w sierpniu 2010 roku – odniesień do przewodniej pozycji Bumaru w dziele konsolidowania zbrojeniówki jest co niemiara. Jeden zapis Strategii wydaje się jednak szczególnie znamienny. Oto on: „Biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia BUMAR sp. z o.o., związane z koordynowaniem funkcjonowania Grupy BUMAR, zasadne jest, aby w nowej strukturze organizacyjnej ppo (przemysłowy potencjał obronny) funkcję spółki dominującej w grupie powstałej w wyniku rozbudowy Grupy BUMAR nadal pełnił Bumar sp. z o.o.". W innym miejscu zaś czytamy: „(...) należy przyjąć, że przyszła struktura ppo oparta zostanie na jednej grupie kapitałowej, powstałej w drodze rozbudowy obecnie istniejącej Grupy BUMAR".

Zwolennikami szybkiego dokończenia konsolidacji zbrojeniówki wokół Bumaru są także związkowcy. Członkowie ZZ Przemysłu Elektromaszynowego w specjalnym stanowisku przypominają rządowi, że zarówno oni, jak i związek pracodawców „konsekwentnie stosowali się do wcześniej uzgodnionych z rządem RP zapisów strategii, mimo że często dotyczyły one trudnego dla nas procesu zwolnień grupowych i likwidacji całych przedsiębiorstw, gdyż uwierzyliśmy, że wobec globalnej konkurencji w Europie i na świecie nie ma lepszej drogi do uratowania polskiego przemysłu zbrojeniowego i jego dalszego rozwoju. Dlatego teraz nie zamierzamy ulec ludziom, którzy poprzez prywatne koneksje polityczne, w imię własnych interesów, chcą zaprzepaścić dorobek dziesięciu lat walki o przetrwanie i rozwój tej tak ważnej dla kraju branży".

Tworzenie nowych stanowisk

Kolejnego argumentu – bardzo dobitnie przemawiającego za powierzeniem Bumarowi roli lidera konsolidowanego przemysłu zbrojeniowego – dostarcza wiceminister skarbu. Jego zdaniem (cyt. za PAP): „Wyniki Bumaru za 2012 r. dowodzą, że firma odbudowuje swoją pozycję finansową. Przewidywany zysk netto przekroczy 50 mln zł". I dalej: „szczególnie pozytywna jest poprawa wyniku sprzedaży, który wynosi ponad 40 mln zł. Jeśli porównamy ten wynik do roku 2011, to mamy do czynienia z czterokrotnym wzrostem tego wskaźnika. Takie wyniki świadczą o gotowości Grupy do procesu konsolidacji polskiego przemysłu obronnego".

Taka opinia właściciela, czyli ministra skarbu państwa, w zasadzie powinna zamykać sprawę. I tak pewnie by się stało w wielu państwach, w których zaspokojenie wymogów rynku i rozwój narodowej gospodarki są celami pierwszoplanowymi. Ale nie u nas... Tu, pod płaszczykiem troski o dobro publiczne, prowadzi się niekończące debaty oraz prezentuje dynamicznie pączkujące koncepcje. Proponuje się na przykład „łączenie przez dzielenie". Jako powód konieczności podziału Grupy Bumar podaje się potrzebę zbudowania z jej części drugiej, konkurencyjnej grupy – z Hutą Stalowa Wola na czele. Oczywistym tego efektem byłoby zaostrzenie konkurencji wewnętrznej o pieniądze MON, co niewątpliwie osłabiłoby oba przyszłe koncerny. Używając piłkarskiego porównania: walczyłyby one o supremację w lidze krajowej, a jednocześnie konsekwentnie traciłyby szansę na zagranie w Champions League.

Kolejny pomysł na konsolidację wydaje się jeszcze bardziej interesujący. Zakłada on utworzenie nowej „czapy" przemysłu zbrojeniowego w postaci Polskiego Holdingu Obronnego, do którego miałyby być wprowadzone zarówno WPRP (Wojskowe Przedsiębiorstwo Remontowo-Produkcyjne), HSW (Huta Stalowa Wola), jak i cała Grupa Bumar. Powołanie do życia nowej firmy, która stanęłaby na czele takiej grupy – to klasyczny pomysł na stworzenie ze stu wysokopłatnych stanowisk. (Dałbym sobie rękę uciąć, że w gronie pomysłodawców już trwają zażarte kłótnie, którym kolegom dostaną się te synekury!) A firma taka, jeśli powstanie, będzie powielać rolę i zadania obecnej spółki zarządzającej Grupą Bumar. Kiedy więc politycy stojący za takim pomysłem zdadzą sobie sprawę z dublowania owych kompetencji? Czy wówczas, gdy zaczną przenosić finansowanie grupy z Bumaru do nowego holdingu (zapewne ze dwa lata zajmie podpisanie umów z bankami)? Trzeba też będzie przenieść wszystkie kontrakty – bo Holding z czegoś żyć musi (zajmie to kolejny rok) – oraz przetransferować pracowników (może uda się to zrobić w pół roku). Ostatecznie więc osiągniemy to, co możemy mieć już dziś – jedną narodową grupę przemysłu obronnego z centralą wspierającą sprzedaż, marketing, eksport i finansowanie. Właśnie taką bowiem grupą jest Bumar sp. z o.o.

Pierwszy z opisanych przeze mnie pomysłów na „konsolidację zbrojeniówki" nieuchronnie prowadzi do wyniszczającej konkurencji wewnętrznej i – w konsekwencji – do oddania wielu kontraktów zagranicznym firmom. Pomysł drugi – to bezsensowna strata drogocennego czasu, a skutki dla polskiej zbrojeniówki zapewne będą takie same, czyli fatalne.

Zagraniczne wzorce

A przecież wystarczy spojrzeć na to, co się dzieje za granicą. Konsolidacja to dominujący trend w światowym i europejskim przemyśle obronnym. Konsolidacje wewnątrznarodowe stanowią absolutną konieczność; aktualny kierunek to wręcz konsolidacje ponadnarodowe. Utrzymywanie w naszym kraju obecnego stanu rzeczy – bądź odkładanie decyzji w czasie poprzez proces wieloetapowego łączenia poszczególnych podmiotów – podtrzymuje rozdrobnienie i konserwuje wszystkie strukturalne słabości polskiej zbrojeniówki. Brak konsolidacji oznacza niemożność wykorzystania synergii i efektu skali. Rozproszone mniejsze podmioty gospodarcze nie mają zdolności do kierowania dużymi programami rozwojowymi i zapewnienia im finansowania. Rozdzielenie polskich firm na konkurujące ze sobą grupy przyniesie mniejszą odporność na cykliczność zamówień MON oraz inne zmiany koniunktury gospodarczej. Duży zdywersyfikowany podmiot lepiej bowiem może optymalizować koszty działalności i nakłady inwestycyjne w zależności od sytuacji zewnętrznej, np. poprzez wsparcie dla firm nierealizujących w danym okresie kontraktów. Najlepszą drogą do wzmocnienia konkurencyjności polskiego przemysłu obronnego jest jego konsolidacja kapitałowa. Tak właśnie budowano w ciągu ostatnich 20–30 lat największe europejskie firmy zbrojeniowe.

W polskich warunkach Bumar jawi się jako naturalny, niekwestionowany kandydat na lidera konsolidowanej zbrojeniówki. Dlaczego więc pojawiają się ludzie podający w wątpliwość jego pozycję i możliwości? Dlaczego wysoki urzędnik państwowy – zamiast rozwiać swoje wątpliwości w ramach rządu – pozwala sobie na publiczne dezawuowanie Bumaru, mówiąc, że: „w wojsku, mimo starań, Bumar nie potrafił zbudować wzorowej marki. Firmie nie udaje się też poprawić wizerunku za granicą – ze szkodą dla polskiego uzbrojenia"? Nie jest to przecież zwykła krytyka, lecz niepoparte faktami uderzenie w wizerunek firmy, która reprezentuje niemal 50 proc. polskiego przemysłu obronnego. Pytam więc, o co tak naprawdę chodzi.

Autor jest prezydentem Pracodawców RP, był sekretarzem stanu w Ministerstwie Gospodarki

Uważam, że trzeba bić na alarm! Wiele wskazuje na to, że jedna z głównych przypadłości naszej sceny politycznej zaczyna atakować sferę gospodarki. Tą chorobą jest „budowanie" poprzez niszczenie. O ile jednak w odniesieniu do polityki działania takie budzą uśmiech politowania i ironiczne komentarze, o tyle próby przenoszenia niszczycielskich tendencji do strategicznych dla naszego państwa firm musi powodować zdecydowany sprzeciw.

Jak zepsuć dobre pomysły

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację