Europie brakuje wizji

Konkurencyjność Polski ograniczają nadmierna biurokracja, przeregulowanie niektórych rynków i niedorozwój infrastruktury – tłumaczy w rozmowie z Grzegorzem Siemionczykiem Bernd Brunke, członek zarządu i dyrektor finansowy firmy doradczej Roland Beger.

Publikacja: 27.09.2013 07:00

Europie brakuje wizji

Foto: Bloomberg

W najnowszej edycji rankingu konkurencyjności gospodarek, publikowanego przez Światowe Forum Ekonomiczne (WEF), Polska osunęła się o jedną pozycję, na 42. miejsce. Stało się tak w dużej mierze w wyniku poprawy konkurencyjności innych gospodarek. Czy mimo to powinniśmy się martwić?

To, że kraj przesunął się w rankingu o oczko w górę lub w dół nie ma oczywiście dużego znaczenia. Stanowi jednak jakiś punkt wyjścia  do myślenia o tym, co należy w kraju zmienić, jak reformować gospodarkę. To szczególnie ważne w Europie w kontekście przesuwania się środka ciężkości światowej gospodarki ku Azji oraz odradzania się USA po kryzysie. Kraje Europy muszą wiedzieć jak skutecznie konkurować na rynku globalnym.

W jakim stopniu tempo rozwoju gospodarek jest powiązane z ich pozycją w takich rankingach?

Metodologię tworzenia takich rankingów można oczywiście kwestionować, ale według mnie dość dobrze oddają one konkurencyjność gospodarek. Jeśli jakiś kraj wyraźnie przesuwa się w górę lub w dół, daje to pewne wyobrażenie o tym,  jak będzie radziła sobie jego gospodarka relatywnie do innych. Ale największą zaletą takich zestawień jest to, że dają wieloletnie szeregi ocen gospodarek na różnych płaszczyznach.

Polska nie wypada w rankingach konkurencyjności najlepiej, ale mimo to była bodajże jedynym krajem w UE, który w ostatnich latach nieprzerwanie się rozwijał. Dlaczego?

Myślę, że miało to związek z tradycyjnymi atutami polskiej gospodarki, takimi jak przedsiębiorczość i pracowitość ludzi, ale też na przykład z postępami w sferze edukacji. Natomiast na awans do czołówki najbardziej konkurencyjnych gospodarek Polsce nie pozwalają takie czynniki, jak nadmierna biurokracja, przeregulowanie niektórych rynków czy niedorozwinięta infrastruktura – i to wszelkiego rodzaju. Tymczasem to właśnie rozwój infrastruktury był kluczem do sukcesu wielu krajów Europy. Także Chiny najpierw postawiły na rozbudowę infrastruktury, a później na stymulowanie popytu konsumpcyjnego, podczas gdy Rosja odwrotnie i dziś ma problemy infrastrukturalne. Polska droga rozwoju przebiega gdzieś między ścieżkami Chin i Rosji.

Polscy pracodawcy najczęściej chyba skarżą się na prawo pracy, które zniechęca ich do zatrudniania pracowników na stałe umowy.

Współczesne prawo pracy musi się istotnie różnić od tego, jakie mieliśmy w latach 60. i 70. Wtedy prawo miało przede wszystkim chronić pracujących przed nadużyciami pracodawców, a tych, którzy pracy nie mieli, w ogóle nie dotyczyło. Dziś jednak w krajach, gdzie wciąż obowiązują przestarzałe paradygmaty sprzed kilkudziesięciu lat, prawo pracy chroni pracujących, ale niepracującym zamyka drogę do uczciwego zatrudnienia. Dlatego prawo pracy na miarę współczesności musi być bardziej elastyczne, musi brać pod uwagę to, czym jest przedsiębiorczość i musi sprzyjać wzajemnemu zaufaniu między pracodawcami a pracownikami, jednocześnie nadal chroniąc tych ostatnich jako stronę słabszą. Wielu krajom, nie tylko Polsce, ciężko jest odpowiednio zrównoważyć te elementy. Na przykład Hiszpania zmieniła prawo ekstremalnie rygorystyczne na ekstremalnie liberalne, co może zwiększyć elastyczność tamtejszej gospodarki, ale na razie zaowocowało dramatycznym wzrostem stopy bezrobocia.

Czy to oznacza, że z uciążliwymi reformami prawa pracy należy wstrzymać się do czasu, aż poprawi się koniunktura, czy te reformy są potrzebne, aby koniunktura się poprawiła?

To jest pytanie z rodzaju, co było pierwsze: kura czy jajko. Ale według mnie, z takimi reformami nie należy zwlekać. One umożliwią bowiem bezrobotnym powrót na rynek pracy, a dzięki temu uwolnią pewien niewykorzystywany potencjał gospodarczy.

Wspomniał Pan o Hiszpanii. Czy kraje z południa eurolandu są na dobrej drodze, aby wyjść z kryzysu?

Jest jeszcze za wcześnie, aby to stwierdzić. Ale spółki, z tych państw, z którymi współpracujemy jako firma doradcza, z pewnością zadają sobie właściwe pytania. Szukają sposobów na to, żeby zwiększyć międzynarodową konkurencyjność, żeby bardziej zaistnieć na świecie. I często je znajdują.

Jak wytłumaczyłby Pan to, że USA, które były źródłem globalnego kryzysu z ostatnich lat, jednocześnie same dość szybko się z niego otrząsnęły. Wielu obserwatorów, którzy wróżyli śmierć Ameryki, to zaskakuje.

USA zawsze potrafiły odrodzić się po kryzysach, więc nie zaskoczyło mnie, że tym razem jest podobnie. Wynika to z tego, że Amerykanie są zorientowani na przyszłość i potrafią wybaczać błędy. To bardzo ważne, bo ludzie, którzy te błędy popełnili, mają szansę na wyciągnięcie z tego wniosków, które mogą być przydatne nie tylko im. Siłą USA jest także dość liberalne prawo, na przykład podatkowe, oraz to, że dobrze wynagradza się tam sukcesy. To są silne bodźce dla przedsiębiorczości, której USA zawdzięczają m.in. odrodzenie przemysłowe z ostatnich lat. Niebagatelne znaczenie dla ożywienia w amerykańskiej gospodarce mają jednak także spadające koszty energii, co wiąże się z wydobyciem ropy i gazu z łupków.

Czego brakuje Europie, żeby uzyskać taką samą elastyczność, jaką ma amerykańska gospodarka?

Według mnie problemy Europy zaczynają się już na poziomie wizji tego, czym ona ma być. Mieszkańcy krajów UE powinni wiedzieć, dlaczego warto być Europejczykiem i co to znaczy. Bez tego nie ma szans na uwolnienie energii, która ukryta jest w różnorodności tego kontynentu. Mam na myśli to, że Europejczycy są nawykli do rozwiązywania problemów, potrafią współpracować z ludźmi z innych krajów i z innych kultur, mówią w wielu językach. To jest coś, co powinno umacniać pozycję Europy w globalnej gospodarce. Gdy zrozumiemy, że Europa może być jednym spójnym organizmem, będziemy mogli przemyśleć na nowo pewne kwestie. Na przykład możliwy będzie lepszy podział pracy, aby każdy kraj koncentrował się na tym, czy w czym jest dobry. Bo przecież nie każdy potrzebuje własnej, narodowej linii lotniczej – w UE wystarczy ich kilka. Podobnie, nie każdy kraj potrzebuje wiatraków i paneli słonecznych jako źródeł energii – wystarczy instalować je tam, gdzie są ku temu najlepsze warunki.

Nie każdy kraj Unii Europejskiej potrzebuje własnych linii lotniczych, elektrowni wiatrowych i słonecznych

Biedniejszym krajom UE, w tym Polsce, trudno wyzbyć się myślenia w kategoriach narodowych. Zbyt silne są obawy, że spółki z zachodnich gospodarek mają nad naszymi przewagę praktycznie w każdej dziedzinie, więc całkowita rezygnacja z ochrony krajowego biznesu będzie oznaczała jego śmierć.

Myślę, że dla Polski też byłoby lepiej, gdyby zamiast być szóstym największym w Europie dostawcą w 10 sektorach, była pierwszym dostawcą w trzech sektorach i trzecim w kilku kolejnych.

Czy to rząd powinien zajmować się planowaniem, na które sektory i spółki postawić?

Rząd powinien raczej stworzyć odpowiednie ramy prawne i znieść bariery, które uniemożliwiają takie przemiany w gospodarce. Może też zadbać o infrastrukturę wszelkiego rodzaju i edukację. Ale kapitał na inwestycje powinien raczej pochodzić z sektora prywatnego.

Mówiąc o słabościach Europy, nie wspomniał Pan o przeregulowaniu gospodarki, o rozmaitych szczegółowych regulacjach, które mają porządkować każdy aspekt rzeczywistości. To nie jest Pana zdaniem problem?

Nie ulega wątpliwości, że Europa potrzebuje jednolitego prawa w wielu sferach. Przydałby się nawet bardziej zunifikowany system podatkowy, niż ten, który istnieje dziś. Ale instytucje europejskie powinny się zajmować tylko kwestiami na wysokim poziomie ogólności, szczegóły zostawiając krajom członkowskim. To wymagałoby jednak chyba nowego rozdania. Należałoby najpierw anulować wszystkie przepisy, a później zastanowić się, które z nich należy ponownie wprowadzić, które są naprawdę niezbędne.

Na jakie problemy skarżą się dziś spółki, którym doradzacie? Sektorowi finansowemu doskwiera niepewność dotycząca m.in. zmieniających się przepisów, ale jak jest w innych sektorach?

Sektor finansowy skarży się na niepewność, bo jest w okresie transformacji. To jednak dotyczy także innych sektorów, choćby energetycznego, wydawniczego itd. To zrozumiałe, że spółki działające w branżach, w których modele biznesowe podlegają fundamentalnej zmianie, pragną stabilności w szerszym otoczeniu, np. prawnym.

CV

Bernd Brunke

od 2010 r. jest członkiem zarządu i dyrektorem finansowym niemieckiej firmy doradczej Roland Berger. Odpowiada za jej działalność w Europie Środkowo-Wschodniej oraz doradztwo przy restrukturyzacjach. Jest absolwentem inżynierii na Politechnice Berlińskiej.

W najnowszej edycji rankingu konkurencyjności gospodarek, publikowanego przez Światowe Forum Ekonomiczne (WEF), Polska osunęła się o jedną pozycję, na 42. miejsce. Stało się tak w dużej mierze w wyniku poprawy konkurencyjności innych gospodarek. Czy mimo to powinniśmy się martwić?

To, że kraj przesunął się w rankingu o oczko w górę lub w dół nie ma oczywiście dużego znaczenia. Stanowi jednak jakiś punkt wyjścia  do myślenia o tym, co należy w kraju zmienić, jak reformować gospodarkę. To szczególnie ważne w Europie w kontekście przesuwania się środka ciężkości światowej gospodarki ku Azji oraz odradzania się USA po kryzysie. Kraje Europy muszą wiedzieć jak skutecznie konkurować na rynku globalnym.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację