Pomimo II wojny światowej następnych 80 lat potwierdziło tę optymistyczną hipotezę: w zachodnim świecie poziom życia wzrósł czteropięciokrotnie. Czytając najnowszą literaturę ekonomiczną, trudno znaleźć równie optymistyczne prognozy: dominuje przekonanie, że złoty wiek Zachodu minął.
Ostatnia książka noblisty Edmunda Phelpsa nosi tytuł Mass Flourishing, czyli powszechny rozkwit. Chodzi o okres od początków XIX w. (ok. 1820) do końca lat 60. XX w., kiedy to zachodni świat rozwijał się i bogacił w tempie nieznanym ani przedtem, ani potem. Przyczyny tego rozkwitu dobrze wyjaśnia podtytuł książki: „jak oddolne innowacje tworzyły miejsca pracy, wyzwania i zmiany".
Chodzi nie tyle o postęp nauki i wynalazki, ile o powszechność innowacyjnej przedsiębiorczości. Sprzyja jej kultura oparta o takie wartości jak: wolność gospodarcza, poszanowanie własności i przyznanie przedsiębiorcy innowatorowi prawa do godziwego wynagrodzenia za swój sukces.
Co zniszczyło tę kulturę innowacji? Nadmiar regulacji, poszukiwanie korzyści wynikających z politycznego wsparcia, czyli klientyzm i „nadopiekuńczość" bogatych państw. Receptę na powrót ducha przedsiębiorczości widzi Phelps w reformach strukturalnych i przemianach kulturowych wzmagających proprzedsiębiorczą kulturę ekonomiczną. Ta recepta wydaje mi się nieco utopijna.
Bogate społeczeństwa Zachodu wybierają inne, w krótkim okresie politycznie bardziej bezpieczne, drogi stymulowania słabnącego wzrostu. Chodzi o „czary nad finansami": stymulowanie gospodarki wydatkami finansowanymi deficytem, utrzymywanie sztucznie niskich stóp procentowych, „pompowanie" płynności.