Niemcy nie zgadzają się na płacenie za ekscesy krajów Europy Południowej, które z kolei nie akceptują tego, by Bruksela czy Berlin narzucały im, jaką politykę gospodarczą mają prowadzić. We Francji w sondażach prowadzi Front Narodowy, w kilku innych krajach też rośnie popularność partii antyunijnych.
Węgrzy odbudowują silne państwo narodowe, w Polsce najbardziej popularne jest eurosceptyczne Prawo i Sprawiedliwość. Brytyjczycy planują zakończyć eksperyment wspólnego rynku pracy, obawiając się napływu imigrantów z Rumunii. Przyszłość Unii Europejskiej nie rysuje się różowo.
W mojej ocenie obecne problemy Wspólnoty wynikają ze sposobu, w jaki jest zorganizowana i zarządzana. Obecna polityka dalszego zacieśniania integracji przez unię fiskalną i bankową doprowadzi do jeszcze szybszego wzrostu nastrojów antyunijnych, co może zagrozić istnieniu Unii. Dlatego potrzebna jest alternatywa, zarysowana poniżej.
Proponuję, żeby Unia Europejska stała się federacją 97 regionów określonych w statystyce unijnej jako NUTS1, czyli obszarów zamieszkanych przez od 3 do 7 milionów osób. W Polsce jest wyróżnionych sześć takich obszarów.
Każdy region wybierałby w wyborach bezpośrednich prezydenta i regionalny parlament. Nowy parlament Unii tworzyłoby 97 prezydentów, którzy wyłanialiby spośród siebie nowy rząd Unii.