Dlatego wprowadzenie planu reform przygotowanego przez nową ekipę rządzącą w Kijowie wygląda na konieczność. I byłoby nią w normalnych warunkach. A także w warunkach paranormalnych, takich jak w Polsce w 1989 roku. W warunkach skrajnie trudnych, w jakich znajduje się dziś Ukraina, koniecznością już nie jest. Przynajmniej dla niektórych.
Przecież łatwo sobie wyobrazić sytuację, gdy prorosyjscy lub rosyjscy politycy zaczną kusić udręczonych biedą Ukraińców wizją gospodarczego pseudodobrobytu. Żadnych podwyżek cen gazu, żadnego majstrowania przy emeryturach. Wszystko będzie jak dawniej. O ile przestanie rządzić ekipa z Majdanu, ?a stery przejmą politycy zaprzyjaźnieni z Rosją...
Dlatego sytuacja jest niesłychanie trudna. Zapowiadanie reform wymagających wyrzeczeń to najlepsza droga do przegrania majowych wyborów przez Majdan. Z drugiej strony – nie ma wyjścia, Ukrainie brakuje pieniędzy, a jedyna droga ich pozyskania – poza rosyjską – wymaga głębokiej zmiany gospodarki.
I wydawałoby się, że koło się zamyka. Jednak tak nie jest. Konieczna jest jednak rzecz bardzo trudna, ale nie niemożliwa, czyli bardziej zdecydowana postawa Zachodu. Również w sprawie pomocy dla ukraińskiej gospodarki. Trzeba się zdecydować: albo wspieramy Kijów, albo nie.
Jeżeli tak, to należy się zastanowić, czy metody sprzed 25 lat są dalej skuteczne. Ukraińcy mają dosyć dziwnego kapitalizmu, ale propozycja mocniejszego zaciśnięcia pasa w zamian za mgliste perspektywy może być dla nich mało przekonywająca.