Jeżdżąc rowerem po Litwie odkrywałam nie tylko piękne miejsca, czyste i zadbane wioski i miasteczka, ale też ludzi - przyjaznych, życzliwych, chętnych do pomocy, a do tego bez oporów mówiących po polsku czy rosyjsku.
Piszę o tym, by uświadomić rodakom, którzy być może na Litwie nie byli, że nie jest to kraj szowinistów, nienawidzących innych nacji, a najbardziej Polaków. Oczywiście szowinizm jest na Litwie silny szczególnie wśród najwyższych rangą polityków, co wystawia im jak najgorsze świadectwo i skazuje naszych rodaków na wiele niesprawiedliwych szykan prawnych.
Sama zetknęłam się z nim raz - w stolicy kraju, w oficjalnej informacji turystycznej, gdzie nabzdyczona panienka nie chciała rozmawiać w żadnym innym języku tylko po angielsku. Nie było tam też żadnych materiałów informacyjnych po polsku, choć to my jesteśmy tam najliczniejszą grupą turystów. Ale w tym samym Wilnie ma miejscowym targowisku można było ciekawie porozmawiać po polsku i rosyjsku, a ludzie byli otwarci, bez cienia jakichkolwiek ...izmów.
Dlaczego od tego zaczynam? Bo chcę pochwalić Litwinów za ich energetyczny sukces z tego tygodnia i wytknąć naszym rządzącym, że takiego sukcesu nie mają i mieć nie będą. Chodzi o odsprzedaż przez Gazprom skarbowi państwa udziałów z gazowych spółkach.
Przez ostatnie pięć lat Litwa z żelazną konsekwencją realizowała strategię wprowadzania Trzeciego pakietu energetycznego czyli podziału krajowego operatora na firmy transportowe i handlowe oraz przejęciu magistrali gazowych. A ponieważ tenże operator należał w ponad jednej trzeciej do Gazpromu, Wilno musiało płacić za gaz najdrożej w Unii, choć sąsiedzi dostawali w tym czasie zniżki i ulgi.