Można oczywiście złorzeczyć, pytając, dlaczego projektujący autostrady tego nie przewidzieli. Warto się jednak zastanowić, co dalej, bo podróżowanie autostradą, na której stoi się w korku i do tego się za to płaci, mija się z celem. Może więc trzeba zacząć myśleć o budowie trzeciego, czwartego i kolejnych pasów? Teoretycznie to możliwe, w praktyce budżet państwa nie ma pieniędzy. Autostrady powstają głównie z pieniędzy unijnych, a do tego nie da się ich rozbudowywać w nieskończoność, bo liczba pasów jest jednak ograniczona. Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju zapowiada, że dotacje na drogi w okresie 2014–2020 trafią przede wszystkim na dokończenie podstawowej sieci dróg ekspresowych, a na autostradach zostaną do zrobienia dwa fragmenty. Chodzi o odcinek A1 od Częstochowy do Tuszyna oraz autostradę A18 na Dolnym Śląsku, od A4 w kierunku Berlina. Rząd szuka dla nich teraz odpowiedniego „montażu finansowego". Inny pomysł na płynną jazdę – bardziej realny i rozważany już przez resort infrastruktury – to likwidacja tzw. bramek. Co jednak, gdy i to okaże się za mało?

Może warto przeprosić się z koleją? I to z dwóch powodów. Po pierwsze, spadająca liczba pasażerów PKP Intercity oznacza, że wiele osób jadących autostradami spokojnie znajdzie miejsce w pociągu. Po drugie, dotacji unijnych na remonty linii kolejowych nie zabraknie. Polska w okresie 2014–2020, uwzględniając paneuropejski plan „Łącząc Europę", będzie miała ich prawie dwa razy więcej niż teraz, może to być nawet 40 mld zł. Jeśli więc kolej wreszcie sprawnie zacznie modernizować linie, co przełoży się na większy komfort jazdy, a przede wszystkim na znaczące skrócenie czasu przejazdów, to może choć część kierowców porzuci autostrady na rzecz torów... Może to zapobiec nadmiernemu obciążeniu autostrad, a rząd zyska trochę czasu na inne rozwiązanie widocznego już problemu zapychania się tych dróg.