Co więcej, Bruksela konsekwentnie podtrzymuje stanowisko, że e-booki to nie książki, tylko usługi. Kwestia interpretacji... A urzędnicy unijni znani są z karkołomnych interpretacji, za owoc uznano choćby marchewkę. Jednak w przypadku e-książek nie ma się z czego śmiać, ponieważ taka interpretacja oznacza konieczność doliczania do ceny znacznie wyższego VAT: aż 23 proc. (jak dla usług) zamiast 5 proc. (jak dla książek tradycyjnych).
Francja i Luksemburg interpretowały przepisy po swojemu i naliczały niższy podatek, za co oberwały i zmuszono je do zmiany. Ale teraz Komisja doszła do wniosku, że może jednak zastanowi się nad zmianą. Znając tempo działania, najwcześniej za rok dowiemy się, że jednak nic z tego. A walczyć jest o co, ponieważ u nas czytelnictwo spada do dramatycznego poziomu, choć w Europie Zachodniej aż tak bardzo jeszcze tego nie widać. Jeszcze.