W relacjach z USA uniknęliśmy najgorszego scenariusza, z 30-proc. amerykańskimi cłami na towary z Europy, które miały wejść w życie 1 sierpnia. Stawka 15 proc., na jakiej stanęło w niedzielnych rozmowach szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von den Leyen z przebywającym na swoim polu golfowym w Szkocji Donaldem Trumpem, jest dla Europy co najwyżej bardzo niewygodnym kompromisem. I sukcesem Trumpa, bo UE celowała w zero procent.
Deal ten nie wydaje się jednak katastrofą na tle innych umów handlowych USA, przypomina wcześniej zawarte porozumienie z Japonią (15 proc.). Brytyjczykom jednak udało się wytargować 10-proc. cła. Wszystkie te trzy umowy Donald Trump przedstawia jako swój wielki sukces, ale – choć przyniosą dochody z ceł – nie uszczęśliwią amerykańskich koncernów motoryzacyjnych. Te produkują auta po sąsiedzku w dużo tańszym od USA Meksyku. I muszą płacić w ojczyźnie 25 proc. cła.
Czytaj więcej
Po rozmowach z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen prezydent Donald Trump po...
Ameryka Trumpa wróciła do protekcjonistycznych lat 30.
Amerykańskie cła na towary z Europy to poważny ciężar dla przemysłu UE, który nie zniknie przynajmniej przez 3,5 roku prezydentury Trumpa. Co dalej?
Za prezydenta Obamy UE negocjowała z USA Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP), które stworzyłoby największą na świecie strefę wolnego handlu pod względem PKB, a trzecią po Indiach i Chinach pod względem liczby konsumentów (blisko miliard) na świecie.