Perfekcyjny przykład tego dała kilka dni temu w swoim podsumowaniu Ewa Kopacz („to był rok spełnionych obietnic"). Szkoda, że przy okazji pani premier założyła, że jej wszyscy słuchacze mają pamięć chomika i przypisała sobie niewątpliwe zasługi, tyle że nie własne.
Jak inaczej nazwać przypisywanie sobie przez panią premier wprowadzenia zasady „in dubio pro tributario" nakazującej rozstrzygać wątpliwości prawne na korzyść podatnika? Owszem, gabinet Ewy Kopacz zajmował się propozycją tej zmiany w ordynacji podatkowej, i to aż nadto. Robił to w szczególności minister Szczurek i jego podwładni. Zajmowali się w ten sposób, że zmianę ową konsekwentnie sabotowali.
Coś o tym wiem, bo środowisko Pracodawców RP, które wspierając prezydenta Komorowskiego, stoczyło całą batalię o to, by przezwyciężyć bezduszny, bezrozumny, pozbawiony jakiegokolwiek myślenia o dobru ogólnym opór „ekspertów" z Ministerstwa Finansów, niekiedy z profesorskimi tytułami. Tytuły i siwizna na skroniach nie przeszkadzały im bronić podatkowego status quo rodem z Trzeciego Świata. Rozwiązania sprzecznego z tradycją prawa rzymskiego, doświadczeniem krajów zachodnich i elementarnym poczuciem sprawiedliwości charakterystycznym dla tego obszaru cywilizacyjnego, w którym się chcemy znajdować.
A może szefowa rządu po prostu nie łączy swoich działań z funkcjonowaniem tego resortu? W takim razie wyjaśniam: pan Mateusz Szczurek, jego zastępcy i inni urzędnicy, a także ten bardzo duży budynek między ulicami Świętokrzyską a Traugutta w Warszawie, gdzie oni rezydują, podlega pani, pani premier! Urzędnicy tego resortu, a także liczni posłowie Platformy Obywatelskiej, pani partii, na każdym etapie prac legislacyjnych zwalczali te propozycje, choć ci ostatni – trzeba przyznać – nadmiernie się tym nie chwalili. Stosowali za to typową obstrukcję, przesuwając zmianę z komisji do podkomisji i nazad, mnożąc „drobne" wątpliwości, przekładając decyzję. To wbrew im i rządowi pani premier, a za sprawą naszego uporu i uporu Bronisława Komorowskiego, udało się tę propozycję przeforsować.
Dziwi mnie, że takie antyprzedsiębiorcze wyskoki jednych podwładnych szefowej rządu zupełnie nie przeszkadzają, za to proprzedsiębiorcze działania innych aż za bardzo. Czy pani premier nie wie, że to niepedagogiczne, by jednym pobłażać, a innych niesprawiedliwie ganić? Może jakieś korepetycje u szefowej MEN, o ile ta znajdzie na nie czas w ogniu dramatycznych negocjacji o kawę i drożdżówkę. Wow!