W ciągu ostatnich ośmiu lat firmy, w których głównym akcjonariuszem jest państwo, radziły sobie gorzej niż szeroko pojęty rynek. Z perspektywy naszej giełdy i rynku kapitałowego jest to tym gorsza informacja, że mówimy o dużych przedsiębiorstwach, które w normalnych warunkach powinny być na radarach zagranicznego kapitału. Jest jednak inaczej. Kapitał ten często świadomie omija tego typu firmy.

Spółki związane z państwem w zasadzie na całym świecie mają niższe notowania niż firmy prywatne. Inwestorzy boją się ingerencji polityków w biznes. W przypadku naszego rynku są to nie tylko obawy, ale i smutna rzeczywistość. Rotacje kadrowe na najwyższych szczeblach stały się punktem obowiązkowym każdej politycznej zmiany warty czy nawet układu sił w obozie rządzącym. Własne zdanie i pomysły w takich przedsiębiorstwach nie są mile widziane. Najlepiej podporządkować się woli właścicieli, a w zasadzie jednego: Skarbu Państwa. Ten w ostatnich latach pokazał niestety, że jego interes wcale nie jest jednoznaczny z losem innych, mniejszościowych akcjonariuszy, wśród których są fundusze inwestycyjne, emerytalne czy też zwykli ciułacze. Mówiąc wprost: duża część społeczeństwa.

Czytaj więcej

Osiem lat PiS stracone dla państwowych firm. Na tle rynku wypadają blado

Trudno oczekiwać, aby kolejna polityczna zmiana, która szykuje się nam w kraju, przyniosła kadrowy spokój w spółkach z udziałem Skarbu Państwa. Każdy chce mieć swoich ludzi, szczególnie w tak dużych firmach, o tak dużym znaczeniu. To normalne. Dobrze by jednak było, aby trafili do nich ludzie, którzy faktycznie na biznesie się znają i którzy nie będą traktować firm jako osobistego zabezpieczenia finansowego. Skarb Państwa jako główny udziałowiec w tych spółkach zawsze oczywiście będzie miał decydujący wpływ i głos. Zacznijmy jednak też szanować interesy innych akcjonariuszy. Niby tak niewiele, a jednak wciąż tak dużo.