Jest tam i reindustrializacja kraju (ale rozumiana jako rozwój nowoczesnych branż przemysłu, choćby lotniczego czy IT), i państwowe wsparcie dla ekspansji zagranicznej polskich firm, i reforma instytutów badawczo-rozwojowych wraz z budową silnych związków nauki z biznesem. Jest też opisany już projekt wparcia start-upów „Start in Poland". Jest wreszcie miejsce na przyjazne otoczenie prawne dla firm. I dobrze, bo tego im brakuje.
Wygląda na to, że Morawiecki widzi rolę państwa jako wspierającego działanie biznesu, przeważnie prywatnego, bez gierkowskiego zadęcia. Zdanie się na umiejętności przedsiębiorców i menedżerów, którzy lepiej od urzędników wiedzą, jakich produktów potrzebuje rynek i jak je stworzyć, to dobry pomysł. Pozwala uniknąć bolesnych błędów.
Państwo ma natomiast wesprzeć działania biznesu finansowo – do tego posłużyć ma Polski Fundusz Rozwoju, podmiot integrujący pieniądze rozproszone dotąd po kilku instytucjach od PIR przez PARP po ARP i PAIiIZ. Ponadto państwo lub spółki Skarbu Państwa często mają występować jako zamawiający. To model działania przećwiczony z powodzeniem np. w zamówieniach dla wojska, przyczynił się do rozwoju prężnych firm prywatnych w branży obronnej.
Strategia ta zostanie prześwietlona wzdłuż i w poprzek przez ekonomistów, organizacje biznesowe, wreszcie przez opozycję, która będzie szukać jej słabszych punktów. Jednak prawdziwe zagrożenie czai się gdzie indziej: by wdrożyć tak szeroko zakrojony projekt, Morawiecki będzie musiał się zmierzyć z oporem Polski resortowej, urzędników i grup interesu. A przede wszystkim... ze znużeniem partii wspierającej rząd.
To naturalne, że polityków z biegiem czasu pochłania bieżąca gra i przestają wspomagać żmudne wieloletnie przedsięwzięcia. Właśnie z tego powodu PO zarzuciła swoje prace nad strategią, rozpoczęte z pompą publikacją raportu „Polska 2030". Dobrze jest wyciągać wnioski z porażek rywali.