Krzysztof Adam Kowalczyk: Jak NBP na dobrej drodze się gubi

Bank centralny trwa w samozachwycie, Polacy jakby mniej nerwowo reagują na wysoką nadal inflację. Czy spadnie ona także z agendy politycznej?

Publikacja: 10.08.2023 15:46

Krzysztof Adam Kowalczyk: Jak NBP na dobrej drodze się gubi

Foto: Fotorzepa/Joanna Żyngiel

„Dzięki NBP Polska jest na dobrej drodze, już od 4 miesięcy ceny się prawie nie zmieniły!” – baner tej treści przykrył pochodzącą z lat gierkowską prosperity fasadę naszego banku centralnego. Jako, że „prawie” czyni różnicę, zajrzałem do danych GUS.

Czytaj więcej

Zaskakujący baner NBP: „Ceny prawie się nie zmieniły”, „dzięki NBP”

Mówię: sprawdzam

Okazuje się, że cztery miesiące temu (w kwietniu) ogólny poziom cen podniósł się o 0,7 proc., licząc miesiąc do miesiąca. Gdyby to rozciągnąć na cały rok, mielibyśmy 8,7-proc. inflację. Najwyraźniej taka jest wartość owego „prawie”…

W maju i czerwcu faktycznie indeks cen konsumpcyjnych stanął w miejscu, a w lipcu nawet obniżył się o 0,2 proc. To ostatnie jednak nie „dzięki NBP”, ale sezonowemu spadkowi cen żywności. Każdy konsument wie, że latem owoce i warzywa tanieją jak szalone…

I choć faktycznie inflacja od marca hamuje, to trudno obwieszać nad nią zwycięstwo. Po pierwsze, w lipcu wyniosła 10,8 proc. rocznie, aż czterokrotnie więcej niż głosi oficjalny cel NBP. A po drugie, tempo tego hamowania jest z miesiąca na miesiąc coraz wolniejsze.

Dlatego jeśli nawet Polska jest na „dobrej drodze” ku niższej inflacji, to droga owa jest kręta i długa jak stąd na biegun północny. Nawet z oficjalnych projekcji NBP wynika, że do celu inflacyjnego nie dotrzemy nawet do końca 2025 r.

Skąd więc samozadowolenie banku centralnego? Światło na to rzucić może zorganizowana parę dni wcześniej przez Towarzystwo Ekonomistów Polskich debata o inflacji w ramach cyklu „Gospodarka ma głos 2023”. Wzięła w niej udział trójka dyskutantów: członkini obecnej RPP prof. Joanna Tyrowicz oraz dwóch członków Rady z lat 2004-2010 profesorowie Andrzej Sławiński i Andrzeja Wojtyna. 

Czytaj więcej

Jak walczyć z inflacją? Jakie są jej koszty? Tylko w 2022 r. przepadło 150 mld zł

Przyczyny inflacyjnej bierności NBP...

Wedle prof. Sławińskiego, sedno tym, że gdy władzę przejmuje partia populistyczna, zmienia się cel polityki gospodarczej, który wcześniej ukierunkowany był na utrzymanie gospodarki na ścieżce stabilnego wzrostu poprzez wspieranie jej efektywności. Nowym celem staje się maksymalizacja bieżącego wzrostu PKB, by zyskać większą popularność rządu i poparcie dla reform zwiększających kontrolę państwa nad gospodarka i społeczeństwem, a w konsekwencji zwiększyć szansę na utrzymanie się partii u władzy. Kosztem jest właśnie erupcja inflacji.

- Gdy bank centralny identyfikuje się z nowym celem polityki gospodarczej, mówienie o błędach polityki pieniężnej, jest dość optymistyczne. Bo to nie są błędy – zauważa prof. Sławiński.

Ale przecież inflacja, która jest skutkiem takiej polityki, odebrała w 2022 r. zasobom finansowym obywateli i firm aż 150 mld zł realnej wartości. Dlaczego więc ludzie się nie buntują? Przyzwyczaili się? Wydaje się wręcz, że temat zszedł nawet z agendy politycznej, jakby perspektywa spadku inflacji poniżej 10 proc. załatwiła sprawę i nie tylko bankowi centralnemu pozwalała spocząć na laurach, co – choć nie wprost – sugeruje ów baner.

...i społeczeństwa

Być może rację ma prof. Sławiński, że jako mało zamożne społeczeństwo – w domyśle mające mało oszczędności – mniej nerwowo reagujemy niż choćby zamożni Brytyjczycy, którzy – gdy inflacja w latach 70. skoczyła do 25 proc. – odsunęli Partię Pracy od władzy na długie lata.

A może – jak przypuszcza prof. Wojtyna – dopiero teraz jako żyjący w rynkowej gospodarce stykamy się z typowym obliczem inflacji i jesteśmy mniej na nią uczuleni niż choćby Niemcy, których w XX w. zrujnowały dwie hiperinflacyjne fale. U schyłku PRL przez długi czas ceny były u nas mniej lub bardziej trzymane na uwięzi, w efekcie podaż nie nadążała za popytem i brakowało towarów. Była to tzw. inflacja kolejkowa.

Przerodziła się w znaczny wzrost cen, gdy zostały one wreszcie urynkowione. Potem przez długie lata inflacja malała, z niezbyt długimi okresami wybicia, na które ówczesne RPP reagowały dość zdecydowanie. Wreszcie okres od 2014 r. aż do pandemii był niemal bez inflacji, a nawet ze spadkiem cen. Wyrosło całe pokolenie, a nawet dwa, które prawdziwą erupcję inflacji widzą dopiero teraz.

A może – tak jak uważa prof. Joanna Tyrowicz – na tle plag egipskich ostatnich pięciu lat, czyli pandemii i wojny, inflacja wydaje się najbardziej „zarządzalna”, a więc łatwiejsza do oceny i reagowania? 

Reagować powinien oczywiście bank centralny. Ale ten najwyraźniej trwa w samozachwycie, w oczekiwaniu na spadek inflacji poniżej 10 proc., który w mniemaniu jego prezesa pozwoli otrzepać ręce po robocie i obniżyć stopy. O czym świadczy najnowszy baner na budynku NBP przy pl. Powstańców Warszawy.

„Dzięki NBP Polska jest na dobrej drodze, już od 4 miesięcy ceny się prawie nie zmieniły!” – baner tej treści przykrył pochodzącą z lat gierkowską prosperity fasadę naszego banku centralnego. Jako, że „prawie” czyni różnicę, zajrzałem do danych GUS.

Mówię: sprawdzam

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację