W ostatnich latach kilkakrotnie fale upałów wywoływały obawy o to, czy nasza energetyka je wytrzyma. W 2015 r. z tego powodu wyłączano np. bloki w Elektrowni Kozienice. Chodzi jednak o długotrwałe zjawiska pogodowe, które w znaczący sposób przekładałyby się na stan rzek. Ponieważ to woda z rzek chłodzi pięć naszych rodzimych elektrowni, a wypadnięcie z systemu kilku z nich to już strategiczny wyłom: chodzi bowiem o jakieś 7–8 gigawatów mocy z 45–47 gigawatów całego systemu.
Po pierwsze, dobra wiadomość jest taka, że nasz system energetyczny stopniowo redukuje ryzyko. Zacznijmy od tego, że menedżerowie elektrowni w Kozienicach, Połańcu czy Ostrołęce w ostatnich latach inwestowali w infrastrukturę umożliwiającą spiętrzanie wody, by zaradzić wielu kryzysowym sytuacjom.
Po drugie, istnieją mechanizmy zabezpieczania się przed niedoborami energii: są to zarówno znane nam od lat „stopnie zasilania”, jak i stanowiące nowszy na polskim gruncie wynalazek – tzw. kontrakty DSR, czyli umowy zawierane z przedsiębiorstwami, które dobrowolnie i odpłatnie oferują zmniejszenie poboru o określoną wartość w sytuacjach podbramkowych. Lapidarnie rzecz ujmując: wyłączenie części lub wszystkich maszyn w firmie.
Czytaj więcej
Jest skwar, a będzie jeszcze goręcej. Przedsiębiorstwa jednak na wysokie temperatury reagują ospale, największe wrażenie zrobią one na rolnictwie i lasach. Energetykę ratują OZE.
I trzeci element systemu to odnawialne źródła energii (OZE), w szczególności fotowoltaika (PV). Ledwie miesiąc temu, 18 maja, w jeden z pierwszych upalnych dni 2022 r., ta właśnie część systemu energetycznego wypracowała rekord: przez cały dzień instalacje PV wyprodukowały 60,34 gigawatogodziny energii elektrycznej, a był moment (w południe, między godziną 12 a 13), kiedy to fotowoltaika dostarczała 30 proc. całej wyprodukowanej w Polsce energii. Swoje dorzucił też wiatr, choć wiadomo, że dzień upalny zwykle nie jest wietrzny.