Wydarzenia ostatnich tygodni odwróciły nieco uwagę od sytuacji gospodarczej Polski: wojna w Ukrainie okazała się „politycznym złotem” dla rządu. Rządowi propagandziści mogą w kółko powtarzać, że słabnący wzrost i postępująca inflacja to wyłącznie wina Putina. Jest jednak jasne, że prowadzona od kilku lat polityka gospodarcza okazała się w ogromnej mierze nieskuteczna i musi ulec zmianie, jeśli w Polsce nie ma dojść do gospodarczej katastrofy.
Co wojna zmienia, a czego nie
To oczywiste, że rząd nie odpowiada ani za pandemię, ani za wojnę. Ich konsekwencje były nie do uniknięcia, a odpowiednia polityka gospodarcza może je co najwyżej łagodzić. Warto jednak pamiętać, że kto jest przezorny w spokojnych czasach, łatwiej radzi sobie w trudnych.
Już w momencie wybuchu pandemii gospodarka zmierzała w stronę słabnącego wzrostu PKB i wyższej inflacji. Spowolnienie wynikało z rosnących problemów strony podażowej i niepowodzenia strategii rządowej, bezradnej wobec spadku aktywności inwestycyjnej. Narastająca presja inflacyjna była efektem wieloletniej polityki beztroskiego stymulowania konsumpcji i wzrostu płac.
Gwałtowne wahania PKB w wyniku lockdownu w 2020 r., a później odbudowy w 2021 r., przyćmiły wszelkie trendy gospodarczego spowolnienia. Jednocześnie kryzys pandemiczny spowodował czasowy spadek cen ropy, co sztucznie obniżyło polską inflację. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Wystarczył powrót cen ropy do poziomu przedkryzysowego, by inflacja wzrosła z 3 do 9 proc. na początku 2022 r., i to pomimo wprowadzenia kosztownych dla budżetu „tarcz”.
Wtedy przyszła wojna. Efektem stał się potężny szok podażowy wywołany dalszą zwyżką cen gazu i ropy. Nasza inflacja znów wzrosła, mimo obniżki podatków od paliw i żywności. Jak dalej ukształtują się ceny paliw, nie wiadomo (zakłócenia dostaw z Rosji prowadziłyby do dalszych gwałtownych zwyżek). Trzeba się natomiast liczyć z silnymi podwyżkami cen żywności (Rosja i Ukraina dają 30 proc. eksportu pszenicy na świecie). Czynnikiem proinflacyjnym może być dalsze osłabienie złotego. Wydaje się pewne, że gwałtowny wzrost inflacji wymusi na RPP znaczne podwyżki stóp procentowych (ich brak groziłby spiralą płacowo-cenową i wyrwaniem się inflacji spod kontroli). To prowadzić ma do sytuacji stagflacyjnej, negatywnie wpływając i na konsumpcję, i na inwestycje.