Polskie rodziny dostały program 500+, przedsiębiorcy muszą się zadowolić pakietem 100 ułatwień, ale to – według zapowiedzi – dopiero początek. Dobry początek. Oby tylko nie został zmarnowany przez opór urzędniczej machiny – niestety, o jej reformie nic nie słychać.
Przedstawiony w lutym plan Morawieckiego rozbudził nadzieje biznesu na realizację zgłaszanych od dawna postulatów: ograniczenia biurokracji, łatwiejszego odzyskiwania długów, zmniejszenia obciążeń administracyjnych w sektorze małych i średnich przedsiębiorstw. W czerwcu ujawniono pierwsze propozycje rozwiązań. Należy przyjąć je z zadowoleniem. W większości nie są dla organizacji pracodawców zaskoczeniem, bo Ministerstwo Rozwoju przygotowywało zmiany we współpracy z partnerami społecznymi i praktykami biznesu.
Z punktu widzenia przedsiębiorców oczywiste jest, że administracja powinna działać szybko i sprawnie. Pakiet ułatwień przewiduje rozmaite zmiany, które mają do tego doprowadzić. Głównie to likwidacja procedur i barier, a także usunięcie pewnych etapów procedur odwoławczych.
Zaproponowano działania usprawniające rozpatrywanie spraw przez sądy administracyjne. W połączeniu ze skróceniem terminów wydania decyzji i wprowadzeniem zasady rozstrzygania wątpliwości na korzyść firm otrzymujemy naprawdę kompleksowy pakiet zmian. Warto pójść za ciosem i kolejne podobne zmiany zawrzeć w konstytucji dla biznesu – nowym prawie działalności gospodarczej.
Uwaga na urzędników
Jest jednak jeden element tych reform zaskakująco często pomijany w dyskusji nad koncepcjami wicepremiera Morawieckiego. Pomiędzy regulacjami prawnymi a firmami działa bowiem trzeci element układu: urzędnicza maszyneria. I w niej może tkwić największy problem, nawet gdyby nowe prawo było idealne.