Pewno gdyby udało im się to udowodnić, kadencja prezesa Zbigniewa Jagiełły dawno by się skończyła. Z punktu widzenia polityków dbanie o zysk i rozwój firmy jest bowiem dużo mniej istotne niż jej działanie zgodne z politycznymi celami. Tak niestety jest zawsze, gdy w firmie rządzi polityka, a nie ekonomia.
Niestety, wiele wskazuje na to, że polscy politycy wkrótce będą kontrolowali banki posiadające ponad 40 proc. aktywów całego sektora. Zagraniczne banki wycofują się z Polski, przejmować zaś je mogą tylko wielkie państwowe instytucje finansowe. To da politykom nieograniczoną władzę i wielkie wpływy na gospodarkę. Niestety, będzie to też pierwszy krok do poważnego kryzysu ekonomicznego.
Niebezpieczeństwo nie będzie wynikiem tylko tego, że w największych bankach będą rządzić politycy. Niemal równie groźny będzie fakt, że dwie olbrzymie instytucje finansowe (PKO BP i grupa PZU), rządzące całym sektorem bankowym, będą miały jednego właściciela. To stwarza bardzo wysokie ryzyko wspólnej polityki cenowej (to eufemistyczne określenie), czyli wzrostu cen usług bankowych, szczególnie tych przeznaczonych dla firm. Bo interesów klientów detalicznych politycy będą bronić.
Skoro niebezpieczeństwo jest tak poważne, to może państwo powinno jednak powściągnąć apetyty i nie poszerzać swojego bankowego królestwa? Niestety, nie. Sytuacja, gdy za stosunkowo niewielkie pieniądze polski kapitał może kupić zachodnie banki pewnie szybko się nie powtórzy i trzeba ją wykorzystać. Nie ma szans, by tak wielkie zakupy przeprowadzili indywidualni polscy inwestorzy, więc pozostaje tylko państwo.
Ważne jest jednak, by możliwie szybko wycofało się z tej inwestycji. Najlepiej, gdyby sprzedało banki na przykład funduszom emerytalnym (gdy tylko powstaną) albo innym krajowym inwestorom. Niestety, to mało prawdopodobne, bo słowo „prywatyzacja" ostatnio jest dziś na indeksie. Mimo to jednak trzeba wykorzystać sytuację i wykupić banki kontrolowane przez zagraniczny kapitał. Jeżeli to nam się uda, to być może któraś kolejna ekipa rządząca je sprzeda. Ważne, by zrobiła to, zanim dojdzie do kryzysu gospodarczego.