Do niedawna specjalizowaliśmy się w produkcji pralin okazyjnych, tzn. w dużych opakowaniach, kupowanych na prezenty. Ich sprzedaż nadal jest znacząca, ale młodzi konsumenci wolą mniejsze opakowania. Nazywamy je pralinami do dzielenia się. To trend, których przyszedł do nas z Zachodu. W takich krajach, jak Francja czy Włochy praliny w dużych opakowaniach pojawiają się w sklepach przed Bożym Narodzeniem. W tym roku wprowadziliśmy pierwsze mniejsze opakowania naszych pralin i będziemy sukcesywnie zwiększać ich ofertę. Ich dodatkową zaletą jest także to, że kupuje się je na co dzień, a nie tylko od święta, a rentowność na nich jest większa niż w przypadku dużych, okazjonalnych produktów. Sukcesywnie ulepszamy także receptury, poprawiając jakość naszych produktów, m.in. całkowicie wycofując się ze stosowania tłuszczów trans w naszych wyrobach czy rezygnując z dodawania tłuszczów roślinnych do czekolady w niektórych bombonierkach, jak np. Magnifique i Chocoladorro.
Jak wpływa to na waszą rentowność, biorąc pod uwagę wysokie koszty surowców?
W krótkim terminie zwiększa to oczywiście nasze koszty. Jednak długoterminowo powinno przełożyć się na naszą większą sprzedaż. Szukanie oszczędności poprzez obniżanie jakości stosowanych surowców jest najprostszą metodą. Ale rynek jest zbyt konkurencyjny, a konsumenci coraz bardziej wymagający, by było to skuteczne. Oszczędności szukamy w innych miejscach, m.in. koncentrując zakupy surowców.
O które miejsce na rynku pralin walczycie?
Aktualnie zajmujemy siódmą pozycję, ale w naszym zasięgu jest co najmniej piąta pozycja. Nie zamierzamy jednak walczyć o udziały rynkowe za wszelką cenę. Jesteśmy już natomiast bezkonkurencyjnym liderem segmentu wiśni w czekoladzie. W tym roku nasze udziały w nim zwiększyły się do 40 proc. z 33 proc. przed rokiem. Mamy dużą przewagę m.in. nad firmą Ferrero, której wiśnie w czekoladzie są najpopularniejsze we wszystkich krajach, gdzie jest obecna.