Kulisy techniczne przypominamy dziś w dodatku „Rzeczpospolitej" – „Rzeczpospolita cyfrowa". Ot po prostu umowa państwowej firmy PKP Intercity z dostawcą Pendolina, francuską firmą Alstom, nie przewidywała wi-fi.
Tylko tyle i aż tyle. Jego późniejszy montaż przez PKP Intercity oznaczałby naruszenie warunków gwarancji producenta. W końcu znalazł się jednak na to sposób - otóż dostęp do internetu przez wi-fi można zamontować przy okazji naprawy składów zepsutych lub uszkodzonych w wypadkach. Może - paradoksalnie - okaże się to jaśniejszą stroną ostatniego głośnego uziemienia kilku Pendolin, spowodowanego uszkodzeniem podwozi przez kamienie z pokładów torów.
Poza Pendolinami, wi-fi w części ekspresów było. I może nie najszybciej, ale jednak działało.
Jeszcze na początku stycznia jechałem takim „zwykłym" ekspresem. Konduktor po sprawdzeniu biletów już zamykał przedział, kiedy dostrzegł, że mam laptop połączony z telefonem - zapewne do korzystania z internetu. I z nieskrywaną dumą rzucił: „Zapraszam do korzystania z wi-fi. U nas, w przeciwieństwie do Pendolino, wi-fi jest!". Ale i to się skończyło - w połowie stycznia wygasła umowa z dostawcą tej usługi.
To wcale nie koniec kłopotów osób, które chciałyby w podróży posurfować po internecie (a nawet porozmawiać!). Otóż nawet przy zmodernizowanych trasach, na których pociągi rozpędzają się do 160 km, ciągle są spore dziury w zasięgu sieci komórkowych. W ogóle, nie tylko w dostępie do internetu (a jak już zasięg się pojawi, to chwilami jeszcze w archaicznej technologii EDGE – jeszcze sprzed 3G).