Zerowego – bo z ekonomicznego punktu widzenia nieważne, że mamy nadal milion zarejestrowanych bezrobotnych, że ponad 600 tysięcy deklaruje poszukiwanie pracy, a działacze związkowi twierdzą, że imigranci „kradną Polakom miejsca pracy". Z zerowym bezrobociem mamy bowiem do czynienia wtedy, kiedy firmy nie mogą znaleźć chętnych do pracy i muszą konkurować o pracowników. A tak właśnie jest w dzisiejszej Polsce.
Obiektywnie rzecz biorąc, zerowe bezrobocie to wielki sukces i realizacja jednego z głównych celów polityki gospodarczej. Ale taka sytuacja ma też swoje konsekwencje. Jakie są konsekwencje zerowego bezrobocia? Na krótką metę oczywiście przyspieszenie wzrostu płac, bo firmy muszą dziś walczyć o pracowników i starać się, by nie podkupiła ich konkurencja. To oczywiście również nic złego, bo dobrzy pracownicy powinni zarabiać w naszym kraju więcej. Ale problemem jest to, że płacowa licytacja zazwyczaj prowadzi do przyspieszenia wzrostu cen sprzedawanych towarów i usług. Obawiam się, że tak się już dzieje, zwłaszcza w budownictwie. A jeśli NBP nie będzie na to reagować (a z zapowiedzi wynika, że się do tego nie pali), taki wzrost cen łatwo może się zmienić w spiralę inflacyjną – czyli dewastujący gospodarkę jałowy wyścig płac i cen.