Weteran polityki

Naoto Kan. Od środy kieruje japońskimi finansami. Choć nie ma w tym doświadczenia, jego nominację przyjęto z aprobatą

Publikacja: 08.01.2010 03:06

Kłopoty Naoto Kana z fiskusem nie przeszkadzają mu cieszyć się dużą popularnością

Kłopoty Naoto Kana z fiskusem nie przeszkadzają mu cieszyć się dużą popularnością

Foto: Reuters

Choć stanowisko ministra finansów i wicepremiera objął dopiero 6 stycznia, już zdołał doprowadzić do osłabienia jena. Ale to dobra wiadomość dla Japończyków, bo wysoki kurs ich waluty poważnie szkodzi eksportowi.

– Jestem za jenem słabym, ale do pewnego stopnia – zastrzegał się wczoraj na konferencji prasowej w Tokio. Obiecał, że będzie blisko współpracował z bankiem centralnym, tak by doprowadzić do kursu 95 jenów za 1 dol. amerykańskiego (obecnie ok. 93). – Mam jednak nadzieję, że rynki walutowe same dokonają niezbędnej korekty – dodał.

Kan jest też przeciwnikiem wydawania pieniędzy na roboty publiczne, które były kluczowym elementem polityki jego poprzednika Hirohisy Fuji. Te same pieniądze woli wydać na precyzyjnie ukierunkowane programy socjalne.

63-letni Kan urodził się w prefekturze Yamaguchi, jest synem biznesmena. W 1974 roku skończył Politechnikę Tokijską i otworzył biuro patentowe. W czasach studenckich działał w organizacjach lewicujących, wstąpił do Federacji Demokratyczno-Socjalistycznej i z jej ramienia zasiadał jako deputowany w izbie niższej parlamentu. W 1996 roku jego partia stworzyła koalicję z Partią Liberalno-Demokratyczną. Kan został ministrem zdrowia i opieki społecznej i zyskał wówczas ogromną popularność, kiedy jako minister zdrowia ujawnił aferę z zakażoną krwią, która miała być używana do transfuzji.

Bestsellerem okazała się jego książka „Dai-jin” („Minister”), w której starał się udowodnić, że ministrowie powinni za swoje działanie odpowiadać przed cesarzem.

Pierwszy etap kariery w administracji zakończył, gdy przyznał się, że zapomniał przez dziesięć miesięcy opłacać swoje składki emerytalne. Wprawdzie kwota była niewielka, ale Kan podał się do dymisji, nie chcąc szkodzić swojej partii. Tym bardziej że w tym samym czasie ujawniony został jego romans z dziennikarką telewizyjną.

Niemniej, gdy Yukio Hatoyama zrezygnował ze stanowiska szefa FDS, Kan ponownie przyjął tę funkcję. Ostatecznie w wyborach w 2003 roku, kiedy jeszcze raz zawiązała się koalicja z PLD, Kan był zapasowym kandydatem na premiera, gdyby z jakiegoś powodu nie mógł nim zostać Junichiro Koizumi. Jednak rok później znów się okazało, że nie zapłacił jakichś składek, i ponownie zrezygnował z funkcji przewodniczącego FDS.

Ale nie zrezygnował z polityki. W 2005 roku chciał jeszcze stworzyć nową partię, do której mogliby należeć Japończycy urodzeni w okresie „baby boom” z końca lat 40., do których on sam należy.

Choć stanowisko ministra finansów i wicepremiera objął dopiero 6 stycznia, już zdołał doprowadzić do osłabienia jena. Ale to dobra wiadomość dla Japończyków, bo wysoki kurs ich waluty poważnie szkodzi eksportowi.

– Jestem za jenem słabym, ale do pewnego stopnia – zastrzegał się wczoraj na konferencji prasowej w Tokio. Obiecał, że będzie blisko współpracował z bankiem centralnym, tak by doprowadzić do kursu 95 jenów za 1 dol. amerykańskiego (obecnie ok. 93). – Mam jednak nadzieję, że rynki walutowe same dokonają niezbędnej korekty – dodał.

Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Wybory prezydenckie w KGHM
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Qui pro quo, czyli awantura o składkę
Opinie Ekonomiczne
RPP tnie stopy. Adam Glapiński ruszył z pomocą Karolowi Nawrockiemu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Nie należało ciąć stóp przed wyborami
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku