Z prowadzonych w ostatnich latach badań ankietowych i „twardych” informacji, np. o liczbie rachunków bankowych, wynika, że jest z tym coraz lepiej – liczba kont systematycznie się zwiększa. Trudno jednak ukryć, że w porównaniu z krajami starej Unii, a nawet niektórymi państwami naszego regionu, jesteśmy w tyle.
Warto jednak zdawać sobie sprawę z tego, że faktycznie korzystamy z usług finansowych częściej, niż nam się wydaje. Większość pracujących dorosłych ma rachunek w otwartym funduszu emerytalnym. W każdym gospodarstwie domowym co miesiąc są do opłacenia rachunki. Poczta to również instytucja finansowa. Jeśli rachunki płacimy w kasie sklepowej, to także jesteśmy klientami takiej instytucji.
Uświadomienie Polakom, że nawet jeśli – niesłusznie – nie mają zaufania do naszych banków, to i tak w jakiś sposób z nich korzystają, powinno być pierwszym krokiem. Kolejnym wskazaniem że posiadanie rachunku bankowego i załatwianie za jego pośrednictwem cyklicznych płatności to nie tylko ułatwienie, ale że może to być również oszczędność pieniędzy i czasu.
Za takimi deklaracjami muszą jednak pójść fakty. Niewykluczone, że duża część potencjalnych klientów instytucji finansowych nie uważa wcale ich oferty za korzystną. To oznacza, że na naszym rynku wciąż jest miejsce dla nowych graczy. Chyba że ci, którzy już na nim są, zdecydowaliby się na obniżki cen. Podwyżki, z którymi mieliśmy do czynienia w ubiegłym roku, są zrozumiałe z punktu widzenia starań o wyższe zyski w krótkim terminie. W dłuższej perspektywie nie muszą jednak okazać się aż tak korzystne.
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2010/03/18/lukasz-wilkowicz-wiemy-ze-jestesmy-klientami/]blog.rp.pl[/link]