Pograj w zarządzanie, może cię zatrudnię

Chyba każdy z nas lubi grać, choć ciężko nam się do tego przyznać - mówi dr Rafał Towalski, socjolog ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.

Publikacja: 07.11.2018 20:00

Pograj w zarządzanie, może cię zatrudnię

Foto: materiały prasowe

Rz: Jeszcze nie było takiego wysypu topowych tytułów na rynku gier komputerowych jak w ostatnich miesiącach. Przynoszą one ogromne zyski. Przyczyniają się do nich dodatkowo podsuwane graczom do kupienia akcesoria, nagrody, karty itp. Ale ludzka skłonność do uczestnictwa w grach bywa dziś wykorzystywana także w innych dziedzinach.

Rafał Towalski: Tak się dzieje w obszarach, które podlegają tzw. grywalizacji. Chodzi o kształtowanie naszych zachowań na zasadach gier w sytuacjach, które grami nie są. Grywalizacja stosowana jest w różnych sferach: w edukacji – po to, by np. studenci osiągali pożądane wyniki, na rynku pracy.

Na tym ostatnim w jaki sposób?

Gry nas angażują, mobilizują. Stąd pracodawcy często inicjują różne symulacje. Na przykład jedna z sieci hotelowych w procesie rekrutacji kazała kandydatom przez jakiś czas zarządzać pokojem.

Rzeczywiście to się przydaje?

Nasza mentalność się zmienia, do czego przyczynia się kultura masowa dostarczająca nam mnóstwa treści, które odbieramy powierzchownie, bez głębszej refleksji. To powoduje, że wiele osób ma problem ze skupieniem się na swoich zadaniach – szybko się nudzą, potrzebują bodźców. W takich przypadkach z punktu widzenia pracodawcy mechanizm angażowania w grę może być przydatny.

Gdzie jeszcze stosowana jest grywalizacja?

W świecie konsumpcji, której model się zmienia. Tu ważnym elementem są wrażenia. Jeśli tak na to spojrzymy, to wydaje się, że gry doskonale spełniają swoją rolę – są kopalnią wrażeń. Dziś kupujemy, bo np. chcemy być właścicielami jakiejś kolekcji. Jedna z sieci handlowych dołączyła do sprzedawanych produktów figurki. Takie kolekcjonowanie to też pewna forma gry: nie kupujemy dlatego, że brakuje nam jajek albo sera, lecz figurki łosia czy rysia. To nie ma nic wspólnego z prostą konsumpcją dóbr.

Nie za łatwo temu ulegamy?

Chyba każdy z nas lubi grać, choć ciężko nam się do tego przyznać, jako że gry uchodzą za złodzieja czasu, za coś, co odciąga od poważnych rzeczy. Do popularyzacji różnego rodzaju gier przyczynił się rozwój technologii – zwłaszcza mobilnych. Kiedyś musielibyśmy znaleźć na taką rozrywkę wolny czas i odpowiednie miejsce. A teraz?

Czy wciąganie konsumentów w grywalizację jest etyczne?

Trudno powiedzieć. Oczywiście nie na darmo mówi się o uzależnieniu ludzi od gier. To choroba cywilizacyjna. Firmy wykorzystują uzależniające nas mechanizmy i nadal będą to robiły. Jeżeli można uzależnić człowieka od słodyczy, to można również od gry.

Na pewno granice wraz z postępem technologicznym będą przesuwane. W końcu to gigantyczny biznes. Nie chodzi już o same gry, ale i o powiązane z nimi obszary. To jest element szerszej kultury. Weźmy np. e-sport, w którym obecnie zarabia się gigantyczne pieniądze. Dziś taki gracz nie jest już traktowany – tak jak kiedyś – jako lekko ograniczony emocjonalnie człowiek, który ucieka od rzeczywistości w zabawę, lecz jako ktoś, kto znalazł swój sposób na życie, na zarabianie pieniędzy. Zresztą są to często profesjonaliści, świetnie przygotowani, bardzo inteligentni. To olbrzymia zmiana.

—rozmawiał Łukasz Lubański

Opinie Ekonomiczne
Marcin Piasecki: Marzenie stanie się potrzebą
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Król jest nagi. Przynajmniej ten zbrojeniowy
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Dlaczego znika hejt na elektryki
Opinie Ekonomiczne
Agata Rozszczypała: O ile więcej od kobiet zarabiają mężczyźni
Opinie Ekonomiczne
Iwona Trusewicz: Rodeo po rosyjsku, czyli jak ujeździć Amerykę