Pal licho romantyczną kolację. Jeśli kogoś na nią stać, to nie porzuci tego rytuału z powodu 20 zł. Znacznie gorzej będzie za to w dużo mniej romantycznych przybytkach – szpitalach. Albo zjedzą niewiele, albo zamiast wkładki mięsnej będą musieli się zadowolić dodatkową porcją marchewki. A wszystko dlatego, że szpitale nie są płatnikami VAT, więc podwyżka podatku to dla nich wzrost kosztów wyżywienia pacjentów o ok. 13 – 14 proc.

Nie tylko szpitale mają powody do zmartwienia. Wyższy VAT uderzy po kieszeni rodziców dzieci, które korzystają ze szkolnych stołówek. Dla wielu rodziców to najtańszy sposób wyżywienia pociech. Czasem jedyny, na jaki ich stać. Aspirując do grona zamożnych społeczeństw, trzeba płacić koszty owych aspiracji. Dzięki członkostwu w Unii do Polski napływają miliardy euro. Przy okazji jednak musimy się stosować do reguł panujących w tym klubie. W przypadku VAT tą regułą jest równość.

Właśnie w imię równości nie powinniśmy po raz kolejny grozić UE wetem i odrzucać jej zasad. Trzeba poszukać sposobu, jak pomóc najbardziej potrzebującym. Skoro w UE z powodzeniem stosuje się pojęcie budownictwa społecznego (każdy kraj ma prawo ustalenia, do jakiej powierzchni domu lub mieszkania płaci się obniżoną stawkę VAT), to może Polska powinna zaproponować jakieś rozwiązanie, które obniży koszty szpitalnych i szkolnych obiadów?

Dla nowych polskich dyplomatów, którzy niedługo zawitają do budynku MSZ, to nie tylko wyzwanie, ale i okazja. Po pierwsze – aby pokazać, że Polska nie zasługuje na wizerunek hamulcowego Europy. Po drugie – aby udowodnić, że państwo liberalne potrafi być solidarne.