Rz: Czy ekonomiści, którzy dzisiaj spotykają się na kongresie, przekażą politykom rekomendacje, jak zniwelować skutki pogorszenia koniunktury?
Elżbieta Mączyńska: Tak, każdy nasz kongres kończy się rekomendacjami dla praktyki gospodarczej. Tym bardziej że globalne przemiany gospodarcze i społeczne sprawiają, iż zarówno ekonomiści, jak i politycy stają przed problemami i pytaniami, dla których trudno znaleźć gotowe rozwiązania. Sztuka w zawodzie ekonomisty polega na tym, by umiał uwzględniać bezpośrednie i odległe skutki rozwiązań i działań. Takie spojrzenie często rozmija się ze sposobem prowadzenia polityki gospodarczej. Polityk ma w perspektywie kolejne wybory. I dlatego w polskiej polityce gospodarczej nie brakowało niestety „jednorękich” polityków-ekonomistów, populistów. Proponowali podwyższanie rozmaitych nakładów, nie wskazując źródła pieniędzy na te cele. Podstawową rekomendacją ekonomistów jest to, żeby decyzję podejmować z rozmysłem i poprzedzać je wykonaniem rachunków symulacyjnych. To truizm, ale praktyka pokazuje, iż nierzadko wymóg taki nie jest spełniony. I potem politycy są zaskoczeni, jakby nie pamiętali, że gospodarka rozwija się cyklicznie, czyli każda górka ma swój dołek. Jeżeli gospodarka jest bardzo rozgrzana, to przychodzi pora na schłodzenie, tak jak z organizmem ludzkim.
Jeszcze nie, ale są już symptomy. Świadczy o tym podwyższająca się inflacja wynikająca głównie ze wzrostu cen surowców, nośników energii, płac.
Tu właśnie potrzebne jest całościowe spojrzenie na makroekonomię. Istotne jest, żeby schładzanie nie przekształcało się w dławienie gospodarki. W Polsce płace muszą rosnąć. To nieuchronne następstwo integracji i globalizacji. Jeśli nie będą rosły, to ludzie nadal będą wyjeżdżali za granicę w poszukiwaniu pracy. Z pewnością jest satysfakcjonujące, że zarabiamy coraz więcej, ale z drugiej strony warto pamiętać, iż wyższe płace to zarazem wyższy koszt robocizny, czego konsekwencją może być wzrost cen. Gdy zaś martwimy się, że miliony Polaków szukają pracy za granicą, to warto pamiętać, iż część z nich wraca, a pieniądze, które zarabiają w świecie, wydają w znacznej mierze w Polsce.
Na to, jak szybko gospodarka zwolni, wpływ mają także przedsiębiorcy. Jeśli zadbają o większą produktywność, to zniwelują negatywne kosztowe następstwa wzrostu płac. Umocnią pozycję konkurencyjną i firmy nadal będą się harmonijnie rozwijały. Jeśli zaś przedsiębiorcy nie wprowadzą działań zaradczych, może im grozić osłabienie pozycji rynkowej i obniżenie obrotów. A rząd – ten i każdy inny – musi nauczyć się mądrze wydawać pieniądze. Podstawowym warunkiem naprawy finansów publicznych i budżetu jest racjonalizacja wydatków sztywnych. A my wciąż prowadzimy politykę społeczną jak w czasach kurczącej się cywilizacji industrialnej. Świat się zmienia, gospodarka i koncepcje ekonomiczne również. Stare sposoby myślenia tracą aktualność. Najwięksi ekonomiści zmieniają poglądy. Jeffrey Sachs pisze teraz o konieczności ekonomii klinicznej, bazującej na trzech „nogach”: ekonomicznej, ekologicznej i społecznej. W świecie nowoczesnych technologii innowacje i kreatywność są warunkami przetrwania w biznesie. Najważniejszym czynnikiem produkcji staje się wiedza, która jest własnością tego, kto ją opanował. Wiedza staje się uniwersalnym substytutem. Niestety ta oczywista teza nie miała dotychczas należytej rangi w polityce gospodarczej i rządzeniu krajem. Nie były wykorzystywane w należytym stopniu najtańsze czynniki bogacenia się społeczeństw, bazujące na wiedzy, innowacjach i edukacji. Podstawowym takim czynnikiem jest Internet. Wkraczamy w cywilizację cyfrową, co dla niektórych grup społecznych oznacza zagrożenie analfabetyzmem cyfrowym. On jest nie mniej groźny od zwykłego. Trzeba mu ostro przeciwdziałać. Warto naśladować dobre pomysły z innych krajów. W Szwecji np. każdy ma dostęp do darmowego Internetu, bo tam zacofanie internetowe uważa się za zagrażające demokracji. W Polsce natomiast wciąż brakuje kultury innowacyjnej. Stąd dziesiątki dokumentów, jakie musimy wypełniać, nosić, wysyłać do urzędów. Jakież byłyby oszczędności czasu i pieniędzy, gdyby np. można było do kontaktów z urzędami w pełni wykorzystywać Internet. Mniejsze byłyby wydatki na pomoc socjalną, gdyby podporządkować ją wymogom kultury innowacyjnej. W polityce społecznej niezbędna jest refleksja, jak realizować tę politykę, jak przestać wydawać pieniądze na nieefektywny system zasiłków i zamienić go w efektywne wsparcia edukacyjne i intelektualne. To daje też szansę na zmianę struktury wydatków budżetowych, zracjonalizowanie finansów publicznych. Jest to niezbędne do zapewnienia trwałego zrównoważonego rozwoju.