Według danych Instytutu Finansów Międzynarodowych zadłużenie na świecie osiągnęło na początku tego roku rekordowy poziom 247 bln USD. To mniej więcej trzykrotność światowego PKB. Dane te są zwykle przywoływane jako przestroga, że świat zmierza ku kolejnemu kryzysowi finansowemu. Czy podziela pan takie obawy?
Wysoki poziom zadłużenia w systemie finansowym i gospodarce światowej stanowi ich słaby punkt i jest niewątpliwie powodem do obaw. Znajduje to odzwierciedlenie w naszych ratingach (ocenach wiarygodności kredytowej – red.). Ludzie pocieszają się tym, że przy bardzo niskim poziomie stóp procentowych to zadłużenie nie stanowi problemu, gdyż koszty jego obsługi są niskie. Globalna gospodarka jest jednak wrażliwa na podwyżki stóp procentowych. Obecnie inflacja jest niska i nie oczekuje się znacznego jej wzrostu, w związku z czym można argumentować, że banki centralne nie będą miały powodów, aby znacząco podnieść stopy procentowe do poziomu z 2005 roku. I nie jest to nieuzasadniona teza. Wydaje się, że wiele banków centralnych na świecie, m.in. dzięki swojej niezależności, lepiej niż w przeszłości kontroluje inflację. Trzeba jednak liczyć się z ryzykiem, że wzrost inflacji nastąpi szybciej niż oczekują banki centralne, a w efekcie zaostrzą one politykę pieniężną bardziej niż obecnie się spodziewamy. W takim przypadku podwyższony poziom zadłużenia stanie się większym problemem.
Światowa gospodarka jest wrażliwa na podwyżki stóp procentowych, a zarazem wydają się one konieczne, aby zahamować dalsze przyrastanie długu. Poza tym jeśli banki centralne nie podwyższą stóp teraz, przy dobrej wciąż koniunkturze, to nie będą mogły ich obniżyć w razie spowolnienia. Jak rozwiązać te dylematy?
Stopy procentowe wrócą do normalności, choć ta normalność prawdopodobnie będzie inna niż przed ostatnim kryzysem. Umiarkowana podwyżka stóp - do 3-4 procent - jest czymś pożądanym, aby schłodzić rynek długu i odbudować pole manewru na wypadek spowolnienia. Jest to o tyle ważne, że rządy nie mogą sobie pozwolić na poluzowanie polityki fiskalnej w razie pogorszenia koniunktury. Wiele z nich jest bowiem zadłużonych bardziej niż przed ostatnim kryzysem. Dotyczy to przede wszystkim krajów UE, ale ten sam problem pojawia się też w USA, gdzie dług publiczny oscyluje w pobliżu 100 proc. PKB i rośnie, pomimo szybkiego wzrostu gospodarki. To m.in. efekt ustawy o obniżkach podatków i o miejscach pracy (TCJA), przyjętej przez administrację Trumpa. Na domiar złego istnieje niebezpieczeństwo, że te bodźce fiskalne zwiększą presję inflacyjną i zmuszą Fed do zbyt szybkiego podwyższania stóp i nadmiernego schłodzenia koniunktury. Nie jest to jednak nasz scenariusz bazowy, nie prognozujemy recesji w USA.
Dlaczego pomimo rosnącego długu publicznego i dość nieodpowiedzialnej polityki fiskalnej Waszyngtonu Fitch wciąż ocenia wiarygodność kredytową USA na AAA, co jest najwyższą możliwą oceną? Czy to oznacza, że oceny wiarygodności są relatywne, tzn. nie odzwierciedlają ryzyka niewypłacalności emitenta, tylko to, jak to ryzyko wypada na tle innych emitentów tego samego typu?