Złoty parasol może być dziurawy

Halina Wasilewska-Trenkner: Fundamenty gospodarki są dobre. Jedna informacja, która traci swoją atrakcyjność, to deficyt bilansu płatniczego – mówi członek Rady Polityki Pieniężnej

Publikacja: 11.12.2007 02:49

Złoty parasol może być dziurawy

Foto: Rzeczpospolita

Za tydzień rozpoczyna się jedno z najciekawszych w tym roku posiedzeń Rady Polityki Pieniężnej. Do tej pory istniała niepisana tradycja, że Rada nie zmienia stóp procentowych w grudniu. Od początku istnienia, czyli od 1998 r., uczyniła to tylko raz: w grudniu 1998 r. obniżyła koszt pieniądza o 1,5 pkt proc., do poziomu 15,5 proc. Wielu ekonomistów wskazuje jednak, że tym razem istnieją argumenty za tym, żeby złamać tradycję i podnieść stopy procentowe tuż przed świętami Bożego Narodzenia – po raz piąty w tym roku. Koronnym argumentem zwolenników takiej decyzji jest obawa o zwiększenie na początku przyszłego roku żądań płacowych pracowników w reakcji na ostatnie przyspieszenie tempa wzrostu cen. Z szacunków Ministerstwa Finansów wynika, że w listopadzie inflacja wyniosła 3,5 proc. Z drugiej strony wielu ekonomistów uważa, że mimo to podwyżka stóp w grudniu jest niepotrzebna. Argumentują, że mogłaby doprowadzić do zwiększenia oczekiwań inwestorów na całą serię podnoszenia kosztów pieniądza w kolejnych miesiącach, co w krótkim czasie gwałtownie umocniłoby złotego i bardzo zaszkodziło eksporterom. Twierdzą, że lepiej podnosić koszt pieniądza stopniowo – co dwa, trzy miesiące.

Rz: Niektórzy sugerują, że kolejna podwyżka stóp procentowych NBP czeka nas w grudniu. A przecież w grudniu stóp się nie podnosi. To tradycja. Sama kiedyś pani w ten sposób tłumaczyła.

Halina Wasilewska-Trenkner: Tak, powiedziałam coś takiego. Ale tradycję można szanować w określonych warunkach. Jeśli się okaże, że to wszystko, co przynoszą dane za listopad, wskazuje na narastające zagrożenia dla inflacji, to – z całym szacunkiem – jeżeli się pali, to nie znaczy, że straż może odpoczywać.

Ceny żywności rosną na świecie, w Polsce podbiły już inflację do 3,5 proc. Czy jest to niebezpieczne dla polskiej gospodarki?

Eksperci FAO mówią, że dopiero wchodzimy w okres, kiedy ceny będą rosły. To jest związane z poprawą warunków życiowych np. w Chinach czy Indiach. Pewien wpływ na ceny ma też produkcja biopaliw. Specjaliści OECD mówili, że przechodzimy przez okres dostosowania cen żywności, że one osiągną wyższy pułap i na tym pułapie pozostaną przez dłuższy czas. Dodatkowo w tym roku rolnym, 2007/2008, jesteśmy w takiej sytuacji, że różnego rodzaju zjawiska pogodowe spowodowały gwałtowne pogorszenie zbiorów w części Europy, szczególnie południowej. To dotknęło zarówno uprawy zbóż, jak i owoców cytrusowych. Nasi eksperci rolni sygnalizują jednak, że ten wzrost cen dobiegł kresu, że one przestały rosnąć w hurcie. Trochę potrwa, zanim trafi do detalu. Ale złapaliśmy się w pułapkę statystyczną. Porównujemy rok 2007 z 2006. Akurat pod koniec 2006 r. ceny żywności były wyjątkowo niskie. Daje to teraz dodatkowy efekt statystyczny większego wzrostu cen. Problem polega na tym, że żywność to więcej niż jedna czwarta koszyka konsumenta w Polsce, a zatem ten wzrost ma silniejsze oddziaływanie niż innych cen na zwiększenie presji na podnoszenie wynagrodzeń. Chcielibyśmy tych efektów uniknąć, tym bardziej że niezależnie od tego, co się działo na rynku żywności, wynagrodzenia rosły bardzo dynamicznie. Gwałtowne podniesienie kosztów pracy to już będzie problem całej gospodarki.

Czy Polsce grozi długotrwałe utrzymywanie się inflacji ponad celem 2,5 proc. RPP?

Niestety, będziemy mieli taki okres dużego prawdopodobieństwa wzrostu cen ponad ten cel. Sądzę, że wszystko rozegra się w przedziale od 2,5 do 4 proc. Ale trzeba już działać, by to nie było więcej. Jeśli inflacja przekroczy pewien poziom, to schodzenie w dół jest kosztowne i bolesne. Trzeba ostro podwyższać stopy, co może rzutować na wzrost gospodarczy i możliwości spłaty długu – zarówno dla państwa, jak i zwykłych obywateli. Aby tego uniknąć, lepiej hamować wcześniej.

Tylko jak podnoszenie stóp ma zmusić przedsiębiorców do utrzymywania cen w ryzach?

Podwyżki stóp zniechęcają do brania kredytu. Poza tym dla tych, którzy już są kredytobiorcami, oznaczają wyższe koszty spłaty kredytu, czyli pomniejszenie tej części dochodów, którą można przeznaczyć na inne wydatki. A popyt ma wpływ na ceny. Każdy producent przede wszystkim chce sprzedać. Wobec czego, jeśli jest duży popyt, to spróbuje sprzedać towar po cenie wyższej. Ale jeżeli popyt nie będzie tak wysoki, to cen nie podwyższy. Decyzje RPP muszą wspierać kalkulacje, które będą mówiły: nie będę podwyższał cen.

Rynek liczy, co widać po np. oprocentowaniu obligacji, że czekają nas co najmniej trzy, cztery podwyżki.

Rynek ostro zareagował na szacunek wzrostu cen w listopadzie. Czy tak będzie, czy minister finansów zrobił to z dużą zakładką, zobaczymy. Cele rynku i Rady nie są do końca tożsame. Nie mówimy konkretnie o kalendarzu podwyżek. Pewnie będą one niezbędne, ale dokładnie nie możemy powiedzieć, jak będzie przebiegać ten proces.

Jednak niektórzy uważają, że podwyżki stóp nie będą duże, by nie doprowadzić do zbytniego umocnienia polskiej waluty.

Nasza gospodarka jest trochę pod parasolem ochronnym mocnego złotego. Nie tak dawno – kilka lat temu – mówiło się, że za chwilę euro będzie kosztować 5 zł. Tymczasem wczoraj jego cena wynosiła 3,6 zł. Złoty jest mocny. W efekcie wszystko, co przychodzi z zagranicy, jest tańsze. Również te ceny, które rosną na rynkach światowych, nas nie atakują z pełną siłą. Jeżeli nasz parasol ochronny z jakiegokolwiek powodu zostanie zdjęty z gospodarki, to efekty presji inflacyjnej mogą być silniejsze.

A jaki może być ten powód?

Fundamenty naszej gospodarki są dobre. Jedna informacja, która traci swoją atrakcyjność w ostatnim czasie, to jest deficyt bilansu płatniczego. Wzrasta import, eksport rośnie słabiej. To może się negatywnie odbić na relacji złotego do innych walut. Choć, biorąc pod uwagę, ile pieniędzy z UE mamy dostać i jak duże jest u nas zaangażowanie bezpośrednich inwestycji zagranicznych, nie wydaje się, by ta deprecjacja mogła być silna. Mogą być przejściowe zachwiania i mają odbicie w inflacji.

Czyli uważa pani, że ten parasol może zniknąć?

Któregoś dnia ten parasol może okazać się zbyt słaby, by hamować wzrost cen.

Za tydzień rozpoczyna się jedno z najciekawszych w tym roku posiedzeń Rady Polityki Pieniężnej. Do tej pory istniała niepisana tradycja, że Rada nie zmienia stóp procentowych w grudniu. Od początku istnienia, czyli od 1998 r., uczyniła to tylko raz: w grudniu 1998 r. obniżyła koszt pieniądza o 1,5 pkt proc., do poziomu 15,5 proc. Wielu ekonomistów wskazuje jednak, że tym razem istnieją argumenty za tym, żeby złamać tradycję i podnieść stopy procentowe tuż przed świętami Bożego Narodzenia – po raz piąty w tym roku. Koronnym argumentem zwolenników takiej decyzji jest obawa o zwiększenie na początku przyszłego roku żądań płacowych pracowników w reakcji na ostatnie przyspieszenie tempa wzrostu cen. Z szacunków Ministerstwa Finansów wynika, że w listopadzie inflacja wyniosła 3,5 proc. Z drugiej strony wielu ekonomistów uważa, że mimo to podwyżka stóp w grudniu jest niepotrzebna. Argumentują, że mogłaby doprowadzić do zwiększenia oczekiwań inwestorów na całą serię podnoszenia kosztów pieniądza w kolejnych miesiącach, co w krótkim czasie gwałtownie umocniłoby złotego i bardzo zaszkodziło eksporterom. Twierdzą, że lepiej podnosić koszt pieniądza stopniowo – co dwa, trzy miesiące.

Pozostało 81% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację