Za tydzień rozpoczyna się jedno z najciekawszych w tym roku posiedzeń Rady Polityki Pieniężnej. Do tej pory istniała niepisana tradycja, że Rada nie zmienia stóp procentowych w grudniu. Od początku istnienia, czyli od 1998 r., uczyniła to tylko raz: w grudniu 1998 r. obniżyła koszt pieniądza o 1,5 pkt proc., do poziomu 15,5 proc. Wielu ekonomistów wskazuje jednak, że tym razem istnieją argumenty za tym, żeby złamać tradycję i podnieść stopy procentowe tuż przed świętami Bożego Narodzenia – po raz piąty w tym roku. Koronnym argumentem zwolenników takiej decyzji jest obawa o zwiększenie na początku przyszłego roku żądań płacowych pracowników w reakcji na ostatnie przyspieszenie tempa wzrostu cen. Z szacunków Ministerstwa Finansów wynika, że w listopadzie inflacja wyniosła 3,5 proc. Z drugiej strony wielu ekonomistów uważa, że mimo to podwyżka stóp w grudniu jest niepotrzebna. Argumentują, że mogłaby doprowadzić do zwiększenia oczekiwań inwestorów na całą serię podnoszenia kosztów pieniądza w kolejnych miesiącach, co w krótkim czasie gwałtownie umocniłoby złotego i bardzo zaszkodziło eksporterom. Twierdzą, że lepiej podnosić koszt pieniądza stopniowo – co dwa, trzy miesiące.
Rz: Niektórzy sugerują, że kolejna podwyżka stóp procentowych NBP czeka nas w grudniu. A przecież w grudniu stóp się nie podnosi. To tradycja. Sama kiedyś pani w ten sposób tłumaczyła.
Halina Wasilewska-Trenkner: Tak, powiedziałam coś takiego. Ale tradycję można szanować w określonych warunkach. Jeśli się okaże, że to wszystko, co przynoszą dane za listopad, wskazuje na narastające zagrożenia dla inflacji, to – z całym szacunkiem – jeżeli się pali, to nie znaczy, że straż może odpoczywać.
Ceny żywności rosną na świecie, w Polsce podbiły już inflację do 3,5 proc. Czy jest to niebezpieczne dla polskiej gospodarki?
Eksperci FAO mówią, że dopiero wchodzimy w okres, kiedy ceny będą rosły. To jest związane z poprawą warunków życiowych np. w Chinach czy Indiach. Pewien wpływ na ceny ma też produkcja biopaliw. Specjaliści OECD mówili, że przechodzimy przez okres dostosowania cen żywności, że one osiągną wyższy pułap i na tym pułapie pozostaną przez dłuższy czas. Dodatkowo w tym roku rolnym, 2007/2008, jesteśmy w takiej sytuacji, że różnego rodzaju zjawiska pogodowe spowodowały gwałtowne pogorszenie zbiorów w części Europy, szczególnie południowej. To dotknęło zarówno uprawy zbóż, jak i owoców cytrusowych. Nasi eksperci rolni sygnalizują jednak, że ten wzrost cen dobiegł kresu, że one przestały rosnąć w hurcie. Trochę potrwa, zanim trafi do detalu. Ale złapaliśmy się w pułapkę statystyczną. Porównujemy rok 2007 z 2006. Akurat pod koniec 2006 r. ceny żywności były wyjątkowo niskie. Daje to teraz dodatkowy efekt statystyczny większego wzrostu cen. Problem polega na tym, że żywność to więcej niż jedna czwarta koszyka konsumenta w Polsce, a zatem ten wzrost ma silniejsze oddziaływanie niż innych cen na zwiększenie presji na podnoszenie wynagrodzeń. Chcielibyśmy tych efektów uniknąć, tym bardziej że niezależnie od tego, co się działo na rynku żywności, wynagrodzenia rosły bardzo dynamicznie. Gwałtowne podniesienie kosztów pracy to już będzie problem całej gospodarki.